środa, 24 września 2014

INKWIZYTORZY III RP.

W "Do Rzeczy", od rzeczy. 

Pożar w burdelu przypomina niewinną zabawę przedszkolaków, gdy porównać go z wydarzeniami wzbudzanymi przez Instytut Pamięci Narodowej oraz prawicowe media, w uporczywej walce z  obaloną przed ćwierćwieczem „komuną”. Wzniecana przez te instytucje pożoga tym się charakteryzuje, że jeśli w jednym miejscu wygaśnie, dobrze opłacani strażnicy ognia natychmiast wzniecają następną. I tak da capo al fine lub, jak kto woli, ad mortem usrandum. Ostatnio łuczywem służącym rozpałce stał się Witold Kieżun – profesor nauk ekonomicznych, teoretyk organizacji i zarządzania, żołnierz Armii Krajowej i uczestnik Powstania Warszawskiego, więzień sowieckich łagrów, aktualnie pracownik naukowy Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Ufff ! Ma co płonąć.

10 maja br. prof. Kieżun zaszczycony  został tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego. W  wygłoszonej laudacji profesor Bogusław Nierenberg powiedział, że tacy jak on mają pełne prawo, by wytykać nam błędy. I to ostatecznie wściekło znanego z rozliczeń „komuny” publicystę, Sławomira Cenckiewicza, który do spółki z innym rozliczaczem PRL - Piotrem Woyciechowskim, przyłożył Kieżunowi w tygodniku DO RZECZY*) tak, że chłop może się nie podnieść. W lutym skończył 92 lata, to i członki zapewne zesłabły od wcześniejszego dźwigania się z potknięć i upadków. Teraz, za sprawą Cenckiewicza i Woyciechowskiego wyszło na jaw, że prof. Kieżun był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL.

W każdym piśmie, bez względu na jego ideową orientację, ma prawo publikacji nawet zdeklarowany dureń, a przypadki takie miałem okazję obserwować pracując w SB, gdy w kręgu mych służbowych zainteresowań znajdowały się media. Ponieważ z nastaniem III RP w wielu dziedzinach życia w Polsce dało się obserwować znaczny postęp, toteż liczebność tak osobliwie uzdolnionych dziennikarzy również znacznie wzrosła. Oto pierwszy z brzegu przykład - tygodnik DO RZECZY. Na jego łamach znajduję publikacje nie tylko osławionego ściganiem osobowych źródeł informacji służb specjalnych PRL Bronisława Wildsteina, lecz także wspomnianych - Cenckiewicza i Woyciechowskiego. Zasługi Wildsteina są powszechnie znane, kilka zatem słów o dwóch pozostałych luminarzach antypeerelizmu.

Sławomir Cenckiewicz jest historykiem, w której to dziedzinie ma doktorat z habilitacją włącznie. Ponieważ wykształcenie nie czyni człowieka inteligentnym, toteż podjął on przed laty pracę w Instytucie Pamięci Narodowej. Nie popracował długo, gdy rypła się sprawa jego dziadka po mieczu, który nie dość, że działał przed wojną w młodzieżówce KPP, to po wojnie stał się funkcjonariuszem gdańskiego UB, a później  tamtejszej SB. Wprawdzie ojciec Cenckiewicza jeszcze w jego dzieciństwie odszedł był do innej kobiety, ustały więc wszelkie kontakty także z dziadkiem, jednak decydenci przybytku narodowej pamięci uznali, że w genach wnuka, drogą dziedziczenia, odezwać się mogą ubowskie cechy antenata, toteż dla pewności pozbyto się go z tej ideologicznie przeczystej i myślowo dziewiczej instytucji. I tak oto Cenckiewicz z funkcjonariusza urzędu dysponującego instrumentarium ogłupiania społeczeństwa, jako patriotycznie zorientowany dziennikarz stał się jednym z narzędzi tego procederu.

Nie udało mi się uzyskać dokładniejszych informacji o Piotrze Woyciechowskim, bo nawet WIKIPEDIA nie chciała poświecić mu kilku zdań. Dowiedziałem się tylko, że w czasach ministerialnych triumfów Antoniego Macierewicza był jego bliskim, zasłużonym w procesie likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych współpracownikiem, co stało się zapewne dobrą rekomendacją otwierającą łamy DO RZECZY.

Wróćmy wszakże do przypadku prof. Witolda Kieżuna. Zamieszczenie w tygodniku DO RZECZY informacji o jego współpracy z SB w nieznacznym tylko stopniu obciąża kierownictwo pisma. Bo skoro zdarzać się może publikowanie materiałów pisanych przez durni, to dlaczego jeden czy drugi przedstawiciel tego gatunku nie miałby zasiadać w redakcji. Nie bez powodu w czasach braku na rynku papieru toaletowego, gazety wypełniały tę lukę. Źródło całej sprawy bije więc znacznie wyżej.     



                      EWOLUCJA POLAKA WG PROJEKTU IPN 

Są instytucje czerpiące natchnienie do działania z wdeptywania swych poprzedników i adwersarzy w błoto. Dla pobożnych władz III RP prawzorem w tym zakresie była zapewne Święta Inkwizycja – policyjny organ katolickiego Kościoła, której działalność rozkwita w końcu XII wieku, gdy papież Lucjusz III nakazał energiczne zwalczanie wszelkiej herezji. Od zwycięstwa „Solidarności” w 1989 r., a także wbrew pierwotnym jej intencjom, heretykami są dzisiaj ludzie w jakikolwiek sposób związani z instytucjami PRL, którzy nie wyrzekli się demonstracyjnie dawnych przekonań i sentymentów. Toteż naśladując pierwowzór, władze III RP w styczniu 1999 roku powołały do życia Instytut Pamięci Narodowej, którego głównym zadaniem jest zwalczanie niezgodnej z oficjalną doktryną herezji, a zwłaszcza wszelkiej komunistyczności. Ponieważ cechy tej nikt przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie zdefiniować, zezwolono by każdy okazjonalny bądź z głębokiego przekonania antykomunista, treść tego pojęcia na swój i cudzy użytek ustalał sam. Wolna wola nawet durniom przysługuje, jeśli dyktowane nią uczynki mieszczą się w granicach prawa albo choćby zdrowego rozsądku. Jak to jednak jest, Szanowna Władzo Polska, że lada dureń może pójść do IPN, wygrzebać na temat Iksińskiego jakieś materiały i opublikować je z podłym komentarzem, bo mu ten osobnik podpadł albo się nie podoba ? Czy tak pojmowana wolność nie jest bezczelną samowolą mogącą w dotkliwy nawet sposób naruszać cudze dobra ?

W 1982 r. zostałem służbowo przeniesiony z Warszawy do Olsztyna. Powodowany nawykami z poprzednich lat, a także potrzebą kontaktu z ludźmi, nawiązywałem liczne znajomości, starałem się rozpoznawać rozmaite problemy, o których dowiadywałem się na przykład w toku analizy spraw operacyjnych prowadzonych przez podwładnych albo z miejscowych mediów. Były to lata 80. ubiegłego wieku i choć olsztyńska „Solidarność” w porównaniu z warszawską lub trójmiejską, była jak pijane dziecko we mgle, starałem się poznawać opinie ludzi o istniejących i nabrzmiewających wówczas problemach. Po powrocie do swego gabinetu robiłem z prowadzonych rozmów notatki, z których wiele było przydatnych do sporządzania informacji o sytuacji w województwie. Z upływem czasu stosy papierów zapełniały pancerną szafę stojącą w rogu mego gabinetu.

Gdy zapadła decyzja o rozwiązaniu Służby Bezpieczeństwa, wykonałem dwie ważne czynności. Najpierw napisałem i wysłałem do ministra Kiszczaka raport z prośbą o zwolnienie mnie  ze służby, nie wyobrażałem sobie bowiem pracy w podobnej instytucji powstałej w tzw. nowej Polsce. A później wszystkie znajdujące się w mej szafie materiały operacyjne osobiście spaliłem w kotłowni usytuowanej w piwnicy gmachu komendy. Tak, spaliłem, bo wyraźnie już wtedy zapowiadało się, że prąca do władzy nowa kadra przez długi czas czerpać będzie tytuł i motywację do jej sprawowania, z deptania i szmacenia ludzi poprzedniego systemu. Przyznam, że w wielu przypadkach nie doceniłem nowych inkwizytorów. Kto normalny może jednak przewidzieć wszelkie konsekwencje ludzkiego skretynienia ?

Granice elementarnej przyzwoitości przekracza sporządzona przez Cenckiewicza i Woyciechowskiego informacja na temat współpracy prof. Witolda Kieżuna ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Czy jednak ci dwaj publicyści in spe wiedzą na czym polega przyzwoitość w uprawianej przez nich dziedzinie ?

__________      

 *) DO RZECZY nr 39(087), 22-26 września 2014; Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski, TAJEMNICA AGENTA "TAMIZY"  

Postscriptum

Gorąco polecam Państwu lekturę wywiadu udzielonego w r. 2011 przez prof.Kieżuna "Tygodnikowi Solidarność", zatytułowanego "Polska neokolonią". Tekst można znaleźć pod adresem: http://tysol.salon24.pl/286593,polska-neo-kolonia           

5 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy pogląd na temat funkcjonowania polskiego społeczeństwa,
    jego elit,mediów,antysemityzmu i polityki historycznej uprawianej przez
    IPN zaprezentowała w wywiadzie udzielonym redaktorowi Leśniewiczowi z tygodnika "Przegląd",antropolożka kultury i religioznawczyni-pani prof.
    Joanna Tokarska-Bakir. Wywiad opublikowany jest w artykule "Rozum w Polsce wysiada" na stronie www.przegląd-tygodnik.pl. Gorąco polecam
    jego lekturę ze względu na trafność ocen pani profesor,oraz wniosków
    wynikających z nich dla społeczeństwa i elit. Tu zacytuję tylko niektóre
    wypowiedzi Autorki,(...)-"Natomiast to,co obecnie się dzieje w przestrzeni publicznej kraju w związku z sukcesem polityki historycznej
    w wydaniu IPN,jest wytwarzaniem pewnego opium. To opium ma
    pogrążyć ludzi w jeszcze większej nieświadomości.Polityka historyczna
    jest znieczuleniem,które nam zaserwowano zamiast otrzeźwienia,
    żałoby,którą należałoby odprawić,i przepracowania,które należałoby
    zastosować wobec tej bolesnej przeszłości. Przepracowania,które
    powinno się odbywać nie w gabinetach psychoanalitycznych,lecz w
    instytucjach państwowych,pod kierunkiem mądrych,prawdomównych
    historyków". I dalej,"Potrzebne jest społeczne przebudzenie.Uważam,
    że ono nastąpi,a jego początkiem może być głos sprzeciwu wobec snu
    patologicznie religijnego,w który wtłacza się nas niezależnie od naszych
    poglądów,pragnień i postaw. Takie przebudzenie rzeczywiście się zbliża
    i będzie odpowiedzią na rewolucję konserwatywną,która się dokonała
    w 1989 r. Składa się ona z trzech elementów: wprowadzenia religii do
    szkół,zwrotu majątku Kościołowi i powstania IPN z jego polityką
    historyczną.Jeśli przeanalizować te trzy kanały,widać,że ich wspólną
    cechę stanowi śnienie. Jest to rodzaj iluzji,która-mam nadzieję-kiedyś
    się skończy. To warunek przetrwania naszej demokracji". Czy tak to
    będzie w istocie wyglądało? Przynajmniej na razie na to się nie zanosi,
    o czym świadczy niedawna wypowiedź nowo mianowanego wiceprezesa
    IPN,dra Pawła Ukielskiego,który w wypowiedzi dla jednego z prawicowych portali stwierdził,że"Żadnego lewackiego odchylenia w IPN
    nie ma i nie będzie". To jest właśnie nowy-stary program nowego
    wiceprezesa,który ujawnił go w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". Nie
    ukrywa on,że nadrzędnym celem instytutu jest wypranie mózgu
    społeczeństwu.Szerzej o dywagacjach wiceprezesa na temat swojego
    programu w artykule "Wynurzenia małego tropiciela" pisze redaktor
    Krzysztof Wasilewski na stronie www.przegląd-tygodnik.pl. Artykuł ten,
    podobnie jak poprzedni,również Państwu gorąco polecam.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Był w tym sensie bardzo złym człowiekiem. Po prostu. Służył złej sprawie. Służył w zbrodniczym aparacie represji" tak powiedział Sławek o swoim dziadku Mieczysławie Cenckiewiczu z UB. Nie sr... się w swoje gniazdo, tym bardziej powinno się zlewać takie osoby.
    Szanowny Panie Wiesławie, kotłownia to było optymalne rozwiązanie (zawsze tak uważałem), wspominając chociażby mierne efekty likwidacji dokumentów w niszczarkach przez STASI i co za tym idzie, awans niemieckiego inkwizytora z pastora na prezydenta.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, panie Wiesławie. Żeby przypomnieć Panu Olsztyn i to, co tam wyprawia - ponoć historyk - niejaki Warot, zachęcam do poczytania portalu Debata. Tytuł owego warotowego "dzieła", to "Wór się rozwiązał. Paweł Warot ujawnia". To dopiero da Panu do kolejnych przemyśleń. Pozdrawiam
    JU

    OdpowiedzUsuń