środa, 26 listopada 2014

MEDYCZNY ASPEKT WYBORÓW

Nie uczestniczyłem w pierwszej turze wyborów samorządowych. Gdy w skrzynce na listy znalazłem ulotkę wyborczą jakiejś kandydatki z warszawskiej listy wyborczej oznaczonej numerem 32, odeszła mi ochota by studiować tyle programów, a dodatkowo wybierać pomiędzy ich głosicielami. W najbliższą niedzielę do II tury jednak pójdę, bo mając wybór pomiędzy grypą i syfilisem, zagłosuję na Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Pogląd, że istnieje analogia pomiędzy PiS-em i syfilisem jest ze wszech miar uzasadniony. Tę paskudną chorobę łapią zwykle ludzie młodzi, a więc mało doświadczeni oraz niewybredni w  gustach, częściej spotykani na prowincji, niż w większych kulturowo ośrodkach. Trzeba cierpieć na kompletne bezguście, by dać się uwieść Jarosławowi Kaczyńskiemu, że nie wspomnę już o chorobowych skutkach takiego wyboru.

Jarosław Kaczyński jest dla mnie, mimo wszystko, zjawiskiem dość osobliwym. By to wyjaśnić, muszę wrócić do czasu minionego, gdy pracowałem w resorcie spraw wewnętrznych. Wprawdzie ani struktury „Solidarności”, ani żaden z jej większych bohaterów nie byli przedmiotami mych służbowych zainteresowań, jednak to i owo o nich się słyszało. W bardziej wtajemniczonych kręgach pracowników z Rakowieckiej 2 (a należałem do nich) wiadomo było kim był Rajmund Kaczyński – ojciec bliźniaków oraz co oni obydwaj robili w tym ówcześnie rewolucyjnym związku. Pan Rajmund nie był osobą szeroko znaną, lecz szanowaną. Miało to zapewne związek z kręgiem jego znajomych pochodzących z wysokich szczebli ówczesnej władzy partyjnej. Przed wybuchem stanu wojennego obaj bliźniacy nie należeli wprawdzie do ścisłego grona krajowego aktywu solidaruchów, lecz stopień ich aktywności w tych strukturach mógł być czynnikiem upoważniającym jakiegoś mniej zorientowanego funkcjonariusza SB niższego szczebla, do wpisania ich na listę kandydatów do internowania. Najprawdopodobniej znaleźli się na niej w pierwszej jej wersji, lecz przecież listy te były poddawane weryfikacji na wyższych szczeblach decyzyjnych. Jarosław Kaczyński został więc symbolicznie zatrzymany na jeden dzień, symbolicznie z nim rozmawiano i równie symbolicznie skłaniano do lojalności wobec ludowej władzy. Nie potrzeba było używać jakichś poważnych i cięższych gatunkowo argumentów, w ściślejszych bowiem kręgach ówczesnych decydentów wiadomo było, że do grona kandydatów na bohatera i męczennika PRL to on nie należał. Później, dużo później, gdy władza ludowa słabła, a „Solidarność” hulała coraz bardziej bezkarnie, odwaga braci Kaczyńskich rosła. Obecnie chwackość prezesa PiS przekracza wszelkie granice, wie on bowiem doskonale, że za żadne już czyny nic złego mu nie grozi. Swym dzisiejszym heroizmem może więc skutecznie przekonywać do siebie dość szerokie kręgi niezbyt wyrafinowanych intelektualnie zwolenników PiS i liczyć na ich głosy w wyborach. Kurdupelek

                                               Aktyw PiS dzieli Polskę i Polaków

Otchłanie archiwów Instytutu Pamięci Narodowej są niezbadane i na dobrą sprawę nie wiadomo co w nich zachowano, a co usunięto mniej lub bardziej trwale. Piszę to z pełną świadomością operacji dokonywanych w różnych miejscach i na różnych szczeblach decyzyjnych, a sąd taki uzasadnia  choćby analiza niektórych zapisów, na przykład, w internetowej „Wikipedii”, które ulegały i ulegają  przeróżnym zmianom, według niepoznawalnych kryteriów. Nie da się więc ustalić czy nagła sensacja o czyjejś współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa PRL jest rzeczywiście nowym odkryciem, czy wyrazem realizacji jakichś i czyichś interesów. A problem jest dość złożony. Chcę zapewnić, że w przypadku istnienia bezwzględnej konieczności zyskania czyjejś pomocy w postaci tajnej współpracy z organami bezpieczeństwa państwa, jednostka nie ma najmniejszych szans by jej odmówić i sugeruję by nie tworzyć w tym obszarze mitów bohaterstwa. Szefowie różnych szczebli resortu spraw wewnętrznych PRL nierzadko bezsensownie oceniali aktywność podwładnych na podstawie ilości pozyskań do współpracy, co powodowało, między innymi, powierzchowność opracowań kandydatów, a to z kolei łatwość odmowy współpracy ze strony bardziej odważnych spośród nich. W przypadku bezwzględnej konieczności jednostka nie miała jednak szans, by nie podpisać zobowiązania do współpracy i bynajmniej nie ze względu na stosowanie fizycznej przemocy. Średnio inteligentny oficer SB nie musiał sięgać do tak mało wyszukanego argumentu.

Nie uczestniczę w publicznym życiu obecnej Polski, nie mogę jednak wyjść z podziwu, że jej władze dopuszczają do działań na tym szczeblu bezczelności, jakiego nierzadko sięga Jarosław Kaczyński i jego współpracownicy. To co Macierewicz wyprawiał w sprawie katastrofy smoleńskiej ośmieszało polskie władze oraz ich pojmowanie wolności jednostki. W kampanii wyborczej do samorządów prezes Kaczyński zdaje się przekraczać osiągnięcia swego podwładnego, a ta kampania to tylko trening przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi.

Do istniejącego na wysokich szczeblach władzy w Polsce bajzlu przyczynili się głównie mężczyźni, a zasługi Donalda Tuska są w tym zakresie trudne do przebicia. Pozostaje mieć nadzieję, że pani premier Kopacz pokaże osobnikom płci męskiej od ćwierćwiecza sprawującym funkcje premiera w tzw. demokratycznej Polsce, na czym polegać winien porządek w państwie. Moje skromne doświadczenia wyniesione z obcowania z paniami wskazują, że wiele z nich potrafi bardzo  skutecznie dbać o ład i porządek w gospodarstwie. 

poniedziałek, 17 listopada 2014

MYCH ROZLICZEŃ EWENTUALNY FINAŁ

                                   MOTTO:


 Osłoną intencji rządzących z reguły bywa patriotyzm.Trudno jest zarzucić komuś, że jest patriotą gorszym niż inni. Jednakże obserwujemy w ostatnich latach wykorzystywanie patriotyzmu dla kwestionowania polskich tradycji lewicowychNiszczenie pomników, zmiany nazw ulic, zniekształcanie przeszłości  w podręcznikach historii - to tylko wybrane przykłady działań w imię rzekomego patriotyzmu.

                   (Prof. dr hab. Maria SZYSZKOWSKA, „Filozofia codzienności w                                             rzeczywistości neoliberalnej”, wyd. Dom Wydawniczy ELIPSA, Warszawa                                        2010,str. 113)


       Dominującym wzorem polskiego polityka jest szczęśliwy imbecyl,dumny że jest. Im wyżej się wdrapał, tym bardziej jest dumny.


                (Podtytuł artykułu Czesława Bieleckiego, „Kretynizm”; DO                                                            RZECZY, nr 45(093), 3 – 9 11 2014, str.60)    

 

W ostatniej POLITYCE 1) znalazłem informację o objawach pogłębiającej się umysłowej zapaści niektórych posłów do Sejmu III RP. Tłem tego schorzenia jest antykomunizm. Zaczynam podejrzewać, że niektórym z nich niesie on doznania porównywalne z tymi, jakich  nastolatkom (a niekiedy mniej lub więcej starszym) dostarcza onanizm. Domniemanie to odnosi się zwłaszcza do ludzi pobożnych, którzy są przekonani, że walenie konia to grzech, więc w miejsce tego zwierzęcia podstawiają tzw. komunistów. Jednym z  największych miłośników tej formy zaspokajania swych popędów jest poseł PiS Zbigniew Girzyński.

Przed trzema laty jego partia wniosła do marszałkowskiej laski projekt ustawy, na mocy której z przestrzeni publicznej znikną wszelkie symbole komunizmu, a głównie pomniki żołnierzy radzieckich i osób z komunizmem kojarzonych. W miastach i miasteczkach zmienione będą nazwy ulic, noszących  imiona takich patronów. Według zawartej w pisowskim projekcie propozycji odebrane zostaną także wszelkie ordery, odznaczenia oraz tytuły honorowe nadane w latach 1944 – 1989 za „zasługi na rzecz komunizmu”.

Przejaw planów i ambicji pos. Girzyńskiego. Zaraził nimi burmistrza jednego ze śląskih niasteczek.

Czyżby prezentowane tu przez pos. Girzyńskiego (po lewej) nakrycie głowy było zapowiedzią jego ambicji i planów ?


Poseł Girzyński urodził się przed 41 laty w Sierpcu, lecz wychowywał się w Dąbrówkach – niewielkiej wioseczce położonej w mazowieckiej gminie Bieżuń. W 1988 r.  ukończył był podstawówkę w Bieżuniu właśnie i osiągnął niebotyczny sukces dostając się do ogólnokształcącego liceum przy  Niższym Seminarium  Duchownym w Płocku, gdzie w 1992 r. zdał poświęconą maturę.

Podstawówka w Bieżuniu i duchowne seminarium – nie są to placówki gwarantujące znaczący intelektualny rozwój, dobrze więc że w 1992 r. młody Girzyński dostał się na Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie po zdobyciu magisterium na wydziale historii, doktoryzował  się w tej dziedzinie w 2001 r. W 2005 r. po raz pierwszy wybrano go do Sejmu. Lecz co się stało, to się dotąd nie odstało i w parlamencie prezentuje poglądy, których istotą jest nienawiść do komunistów, jak na katolika kształconego w duchownym seminarium przystało.

Z jednej strony pozytywnie ocenić należy fakt, że prosty, mimo doktoratu, człowiek mógł zostać posłem do Sejmu, może to jednak przynieść wiele szkód w szerszym wymiarze, choćby poprzez szerzenie przez niego nienawiści i pogłębianie społecznych podziałów na podstawie ideowych poglądów nabytych w dzieciństwie oraz we wczesnej młodości, bezkrytycznie później pielęgnowanych i determinujących działania w wieku teoretycznie dojrzałym.

Podobno bywają jeszcze w polskich miastach i miasteczkach ulice nazwane imionami Władysława Gomułki, a nawet Bolesława Bieruta. Ludzie pokroju Zbigniewa Girzyńskiego odczuwają zdumienie i gniew na wieść o ich istnieniu, wykorzystują więc wszelkie swe możliwości żeby zaaplikować tym traktom  nowych patronów, a poprzednikom zabronić funkcjonowania w tej roli gdziekolwiek.

Z religią katolicką (jak z każdą inną również) mam tyle samo wspólnego, co pan Poseł ze zdolnością pojmowania skomplikowanych i wielowarstwowych zdarzeń historycznych oraz tolerancją dla odmiennych w tym obszarze poglądów. Jeśli idzie o dokumentację, to ja mam wystawione w 1938 r. świadectwo chrztu świętego, a pos. Girzyński akt nadania mu przed 13-ma laty dyplomu doktora nauk humanistycznych w zakresie historii. Okazuje się, że oba te dokumenty są tyle samo warte. Jednak ja nie doznaję wstrząsów psychicznych gdy przez okno swego pokoju widzę codziennie ulicę Prymasa Tysiąclecia, a po przejechaniu kilku przystanków tramwajem, wysiadam przy Alei Jana Pawła II. Obiecuję też, że nawet w przypadku wybrania mnie na urząd prezydenta III RP nie będę domagał się unieważnienia nabożnego nazewnictwa warszawskich ulic.

Kilka słów o szerzeniu nienawiści do żołnierzy Armii Czerwonej i określaniu PRL mianem kraju pod kolejną, po hitlerowskiej, okupacją. Podobno ukazała się na księgarskim rynku książka jakiegoś idioty, który kreśli w niej obrazy korzyści mających płynąć dla Polski ze sprzymierzenia się w 1939 r. z hitlerowską III Rzeszą i wspólnego w takim tandemie najazdu na ZSRR. Przepraszam, że użyłem brutalnej nazwy stanu psychicznego autora tego poglądu, lecz podczas studiów miałem tylko dwa semestry psychiatrii, toteż nie znam łagodniejszego jej idiomu. Bo są granice tolerancji dla cudzych poglądów i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie wiódł rozważań na temat co by było, gdyby ciąża z najwyższego poczęcia, zakończyła się poronieniem.

Ja wiem, że w pierwszych latach powojennej Polski nie raz nadużywana była państwowa władza i dokonywano nawet zbrodni. Lecz miały one miejsce po obu stronach. Tyle tylko, że niemal od ćwierćwiecza jedną z nich, dla wzbudzenia współczucia, nazwano mającym uchodzić za szlachetne mianem „żołnierzy wyklętych”, choć ich dokonania często są porównywalne z uczynkami pozbawianego dzisiaj czci przeciwnika tych wojaków.

W latach hitlerowskiej okupacji mieszkałem z matką i babką (ojciec był w partyzantce, a pozostali mężczyźni z rodziny zostali wywiezieni na roboty do Niemiec) w małej wiosce tuż pod Warszawą przy tzw. linii otwockiej i matka zabierała mnie niekiedy na wyprawę do stolicy wąskotorową podmiejską kolejką. Nigdy nie zapomnę dwukrotnie obserwowanego upiornego widoku obficie skrwawionych murów kamienic i ulicznych chodników w miejscach, w których poprzedniego dnia dokonano egzekucji. Zaraz po wojnie wróciliśmy do miasta i zamieszkaliśmy na Woli, gdzie podczas dwóch dni sierpnia 1944 r., w zemście za wywołane powstanie, rozstrzelano ok. 50 tysięcy mieszkańców miasta. Gówniarze, uprawiający dzisiaj antykomunistyczną histerię z wykorzystaniem historii, widoki te znają tylko z opowieści, które szybko starali się zapomnieć.

[caption id="attachment_1603" align="aligncenter" width="950"]23 maja br. posłowie Stanisław Pięta i Zbigniew Girzyński skierowali do Rady Gminy Buczkowice list, w którym zwrócili uwagę na niestosowność uczczenia na terenie Buczkowic żołnierzy sowieckiego okupanta, którzy zostali zabici w walkach obronnych z żołnierzami podziemia antykomunistycznego. Posłowie podkreśli, że „Polska Ludowa” była formą sowieckiej okupacji i Żołnierze Wyklęci mieli pełne prawo stosować najostrzejsze środki w obronie niepodległości Polski. Na zdjęciu obaj posłowie podczas walk na froncie w Buczkowicach. 23 maja br. posłowie Stanisław Pięta i Zbigniew Girzyński (z prawej) skierowali do Rady Gminy Buczkowice( w powiecie bielskim w województwie śląskim) list, w którym zwrócili uwagę na niestosowność uczczenia na terenie Buczkowic żołnierzy sowieckiego, według ich nazewnictwa, okupanta, którzy zostali zabici w walkach obronnych z żołnierzami podziemia antykomunistycznego (poświęcony zabitym obelisk po lewej). Posłowie podkreślili, że „Polska Ludowa” była formą sowieckiej okupacji i Żołnierze Wyklęci mieli pełne prawo stosować najostrzejsze środki w obronie niepodległości Polski, której obronić szans nie mieli, nie obronili, lecz się starali. Na zdjęciu obaj posłowie podczas walk na froncie w Buczkowicach, prowadzonych prawie 70 lat po zakończeniu wojny.[/caption]

Od ponad dwóch dziesięcioleci trwa proces wielorakich i wielostronnych rozliczeń, ze szczególnym upodobaniem odnoszący się do rosyjskiego zaborcy oraz  jego radzieckiego następcy. Antykomunistycznie ogłupieni polscy biskupi w 1965 r. wystosowali do niemieckich swych odpowiedników sławetne orędzie o treści „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”;  18 listopada minęła 49 rocznica tego gestu. Toteż polskie media już niekiedy tylko wspominają hitlerowskie zbrodnie z okazji okrąglejszych rocznic ich dokonywania, bez porównania częściej natomiast opisują zbrodnie komunistyczne i radzieckie. Nieustannie toczone procesy historycznych rozliczeń naznaczone są głównie rusofobią, pełno jest więc jęków na temat ofiar Powstania Listopadowego, nieporównywalnej z ich liczbą hekatomby Powstania Styczniowego, a później bolszewickiego najazdu w 1920 roku, że o Katyniu, Kozielsku, Ostaszkowie, Miednoje nie wspomnę. By nie zatarło się wspomnienie tych zbrodni, Antoni Macierewicz za pomocą smoleńskiej brzózki stworzył kolejną, popełnioną na najwyższych szczeblach władz państwowych Polski, jak zwykle przez Rosjan.

Ile do cholery będą trwały te rozliczenia ?! Dlaczego miliony normalnych Polaków muszą cierpieć od konsekwencji psychicznego schorzenia na rusofobię tych, co sami siebie nawzajem powciągali na szczyty tzw. polskiego patriotyzmu i z ich wysokości starają się ogłupiać społeczeństwo ? Ile jeszcze będzie odsłon pomników dość operetkowego prezydenta III RP, który zginął w smoleńskiej  katastrofie ? I co najważniejsze: JAK DŁUGO BĘDĄ TRWAŁY WYGŁUPY POLSKICH RUSOFOBÓW Z NAJWYŻSZYCH PAŃSTWOWYCH SZCZEBLI, DLA ZASPOKOJENIA SWYCH POGLĄDÓW I UPODOBAŃ FRYMARCZĄCYCH BEZPIECZEŃSTWEM PAŃSTWA I NARODU ?!!!

Wrócę jeszcze do swych doświadczeń z czasów PRL. Blisko 30 lat przepracowałem w Służbie Bezpieczeństwa i wbrew rozpowszechnianym teoriom, jak tysiące takich jak ja,  nie popełniłem żadnego przestępstwa ani nadużycia. Niech mi ktoś udowodni, że było inaczej. Za pracę w tej służbie otrzymałem kilka orderów i odznaczeń. I dopadła mnie na starość bolesna dolegliwość będąca skutkiem usunięcia lewego stawu biodrowego, co sprawia, że lewa noga jest mało użyteczna, a jej ruchy bardzo niekiedy bolesne. Prawa natomiast jest silna i sprawna, jak reszta mego organizmu. Toteż chciałem poinformować posła Zbigniewa Girzyńskiego, który w imieniu PiS kontynuuje działania na rzecz  uchwalenia ustawy mającej pozbawić mnie wspomnianych orderów i odznaczeń, że gdy przyjdzie do mnie ktoś z zamiarem odebrania mi ich, tak go kopnę w dupę zdrową nogą, że długo będzie leczył bolesność doznanego urazu. I z podniesionym czołem poniosę konsekwencje tego uczynku. Nie PiS dawał mi te krzyże oraz medale i nie on będzie mi je odbierał !

_________

*) „Dekomunizacja przestrzeni”, POLITYKA, nr 46(2984); 12 – 18 11 2014, str.10

czwartek, 13 listopada 2014

CO PiS DA POLAKOM ?

W przedostatnim numerze POLITYKI *) znalazłem wywiad z kierownikiem Katedry Biomedycznych Podstaw Rozwoju Seksuologii  oraz (też kierownikiem) Podyplomowych Studiów Wychowania Seksualnego Uniwersytetu Warszawskiego - prof. dr. hab. Zbigniewem Izdebskim. Wywiad przeprowadził  red. Jacek Żakowski, w moim najgłębszym przekonaniu reprezentant wymierającego gatunku wybitnych publicystów, bo skoro w tym samym charakterze prezentowani są w takich tygodnikach, jak DO RZECZY albo W SIECI,  Bronisław Wildstein,  Łukasz Warzecha, Sławomir Cenckiewicz, że o (tfu, tfu, apage satanas )Wojciechu Cejrowskim nie wspomnę, to myślę sobie, że czas bez żalu umierać.

Wywiad zaskakuje tytułem: Życie polityczne i erotyczne, a istotę rzeczy odnaleźć można już w pierwszych zdaniach  interview: Czy partia ma znaczenie ? – pyta Jacek Żakowski. Dla zdrowia seksualnego ma. Są na to dane – odpowiada  mu rozmówca.  Na przykład takie, że wyborcy centroprawicy mają o ponad  2 cm dłuższego penisa niż wyborcy centrolewicy – podpowiada znakomicie przygotowany do wywiadu  publicysta POLITYKI. Prosiliśmy mężczyzn, żeby tę informację podali, jeśli sami kiedykolwiek zmierzyli swojego penisa w stanie erekcji. Popierający SLD deklarowali, że ta długość to średnio 16,20 cm., sympatycy PO - 17,41, a deklarujący poparcie dla PiS -18,35 – fachowo uzupełnia rozmówca.

Przed laty zaskoczył mnie fenomen PiS. Bo partia ze skrajnie durnowatym programem, dowodzona nadto przez operetkowego wręcz przywódcę, odnosząca jednak ogromny wyborczy sukces – to było nie do pojęcia. Lecz ludzie przeczuwali co mogą zyskać sympatyzując z PiS-em. Intuicja elektoratu, to doprawdy trudna do zrozumienia osobliwość. I dopiero  seksuolog odkrył  istotę wyborczych nadziei zwolenników Jarosława Kaczyńskiego.

Rewolucja Angielska, którym to mianem określa się serię trzech wojen domowych między zwolennikami parlamentaryzmu i rojalistami  w latach 1642- 1651, nie miała tak wyraziście społecznego charakteru jak Wielka Rewolucja Francuska, zapoczątkowana w 1789 roku symbolicznym zburzeniem Bastylii. Znajduję tu pewną analogię do rewolty wzbudzonej w sierpniu 1980 roku w Polsce. Prości naiwni stoczniowcy sądzili, że obalając „komunę”,  fundują narodowi  wolność, demokrację i dobrobyt, tymczasem, jak się okazuje, główny motyw tego zrywu stanowiła wielka nadzieja na zyskanie niezwykle wymiernej korzyści przez tych, którzy od początku rozumieli jego istotę.  W wymiarze bezwzględnym różnica 2,15 cm to doprawdy drobiazg. Gdy uzmysłowić sobie jednak obraz instrumentu o tyle wydłużonego, można pojąć sedno motywacji bojowników „Solidarności”,  bezwzględnie walczących z nierozumiejącym ich intencji reżimem.

[caption id="attachment_761" align="aligncenter" width="800"]To zdjęcie ukazało się niedawno w polskich mediach i wstrząsnęło światową opinią. Podobno Putin aż zadrżał widząc je i kto wie czy nie zostawi w spokoju Ukrainy. Panie Prezesie, wierzymy Panu, że jest tego aż tyle, prosimy jednak                                     pokazać jak to wygląda w naturze[/caption]

Mimo wielkości przemiany zaistniałej w Polsce przed ćwierćwieczem,  trzeba zdać sobie sprawę  z osobliwego braku konsekwencji w dalszych dokonaniach. W pierwszym odruchu buntu wyładowuje się zwykle niemal w całości rewolucyjny potencjał i musi upłynąć sporo czasu, by dokonały się dalsze, o podobnej doniosłości przeistoczenia. Toteż wielu członków różnych politycznych ugrupowań, mniej lub bardziej odległych ideowo od PiS, miało prawo zadać sobie pytanie: ile zyskamy przystępując do partii Jarosława Kaczyńskiego ? Czy każdy zyska średnią 2,15 cm, którą dzięki swym badaniom wykazuje naukowiec, czy nie wszyscy osiągniemy ten wymiar, jak to zwykle w przypadku średniej arytmetycznej bywa.

[caption id="attachment_1580" align="aligncenter" width="600"]Także  pos. Zbigniew Girzyński nie chce pokazać jak w PiS dużo zyskał i tylko gestem czyni aluzję do rzekomego wymiaru korzyści z tytułu  bycia członkiem w tej partii Także pos. Zbigniew Girzyński nie chce pokazać jak w PiS dużo zyskał i tylko gestem czyni aluzję do wymiaru korzyści z tytułu bycia tam             członkiem [/caption]

I jeszcze o jedno mi idzie. O jawność naszego życia mianowicie ! Jeśli wystąpiły tak daleko idące korzystne zmiany, to dlaczego je skrywamy ? Toż jednym z najważniejszych motywów walki z komunistycznym reżimem, podjętej przez „Solidarność”,  było dążenie do jawności w życiu publicznym. Niechże więc Jarosław Kaczyński i główni przedstawiciele jego partii, przestaną skrywać wymiar zmiany, która dokonała się w nich dzięki wyznawanym poglądom.  Niechaj ukażą wszystkim co zyskali w procesie przemian politycznego myślenia o Polsce.  Jeśli średnia osiągnięć wynosi 18,35 cm., jestem pewien, że kręgi przywódcze partii, w pełni ujawniając swój wizerunek, mogą przysporzyć  jej rzesz zwolenników. Jako przywódcy musieli zyskać więcej i naoczne ukazanie tego przyrostu, może przynieść partii wiele korzyści. A samorządowe wybory tuż tuż.


_______    

*) POLITYKA, nr 45(2983), 5 11 – 11, 11 2014