Urodziłem się w styczniu 1938 r., II-ej RP zatem nie pamiętam. Upłynął niespełna rok i 8 miesięcy od mego przyjścia na świat, gdy wybuchła wojna i wszelkie ślady po ówczesnej Polsce zatarła. Jej obraz pozostał we wspomnieniu żyjących w tamtym czasie ludzi dorosłych, a najsilniej i najbarwniej zapewne u tych, których najlepsze lata młodości przypadły na międzywojenne 20-sto lecie.
Podobno brutalna i bezwzględna propaganda, która opanowała polskie życie publiczne w I połowie lat 50. ubiegłego wieku, suchej nitki nie zostawiała na międzywojniu, lecz skutek tego był tylko taki, że ci co przeżyli w nim najlepsze swe lata oraz beneficjenci tamtego systemu, dyskretnie milczeli, a wyraziście krytyczne oceny formułowali bądź członkowie warstw w II RP dotkliwie pokrzywdzonych, bądź oficjalna propaganda. Wypisz, wymaluj - jak dzisiaj.
Nie uczestniczyłem w tych procesach, bo najpierw czas zajmowały mi rozmaite szczenięce zabawy na podwórku cudem ocalałego domu, w którym zamieszkaliśmy po wojnie i w sąsiadujących z nim ruinach niemal do cna zniszczonego miasta. Pod wpływem przymusu stosowanego przez ojca i matkę, absorbowała mnie także podstawówka, później, już bez zagrożeń rózgą i pasem, szkoła średnia oraz namiastka pierwszej miłości, a wkrótce, w klasie maturalnej, eksplozja tej drugiej, która przeżyciem i siłą doznań uczyniła z niej pierwszą, jedyną i niepowtarzalną; żadna inna nie miała jej dorównać. Jak bezpański pies, porzucony po dwóch czy trzech latach przez te pierwsze me ukochanie, cierpiałem bezprzykładnie, i boleść odbierała wszelki rozsądek, aż przywróciło go powołanie do odbycia zasadniczej służby wojskowej, które przyobiecał mi ojciec oraz jego dobry znajomy - szef Studium Wojskowego w warszawskim uniwersytecie, w przypadku, gdybym, zlekceważywszy swe obowiązki, poniechał nauki… I słowa dotrzymali. Wojsko działało wtedy na młodych ludzi otrzeźwiająco, a także hartowało ich dusze i ciała.
A później pierwsza praca, jak się okazało jedna i jedyna, aż do skasowania instytucji, która mi ją zapewniła. W międzyczasie ożenek, narodziny syna, dokończenie studiów i rozstanie z Warszawą, której opuszczenia sobie nie wyobrażałem, by później jednak, po służbowym przeniesieniu, przez 20 lat pełnią uczuć zdradzać ją z Olsztynem.
Ufff ! Tyle tego na niespełna półwiecze. I aż tyle ! Ludzi, rzeczy i spraw czyniących ten czas najwspanialszym okresem mego życia. Czy rzeczywiście był najlepszy ? Gdy wracam wspomnieniem w przeszłość, jest jedynym i niepowtarzalnym. Lepszego już nie będzie !
Tak się złożyło, że ten mój najlepiej wspominany czas przypadł na lata PRL. Bywało szaleńczo i żałośnie, mądrze i kompletnie głupawo, pod niebo wzniośle i marnym robakiem pełzająco. Lecz temu mojemu wielowymiarowemu czasowi rozmaite najmimordy spod znaków wszelkich instytucji zajmujących się propagandą oraz tzw. rozliczeniami przeszłości, chcą nadać jeden groźnie brzmiący ton oraz jedną barwę szarości z domieszką czerni.
Nie ma w mej przeszłości, której najistotniejsze fragmenty wspomniałem, nic osobliwego, co zawdzięczałem zatrudniającej mnie przez blisko 30 lat instytucji czyli Służbie Bezpieczeństwa PRL. Nie spotkałem, więc nie korzystałem z tzw. sklepów za żółtymi firankami. Służbowo raz tylko wyjechałem za granicę – konkretnie do Moskwy. Nie rozbijałem się luksusowymi limuzynami, bo fiata uno kupiłem sobie dopiero po przejściu do Olsztyna i więcej „limuzyn” nie miałem. Nie nadużywałem zajmowanych stanowisk i rozmaitych możliwości, które stwarzała praca w tzw. służbach specjalnych. Takich jak ja – ludzi zatrudnionych w nich, którzy nie odnosili i nie odnieśli z tego tytułu żadnych szczególnych korzyści, była większość.
Owszem, zdarzały się wyjątki, a kiedy i gdzie się nie zdarzają? Bywały przypadki, gdy nadużywano władzy i przekraczano jej uprawnienia, lecz dzisiejsza władza korzysta z komfortowej sytuacji istnienia groteskowej wręcz opozycji i społecznego spokoju, które to luksusy zapewnia brak tak silnego ośrodka organizacji oporu, jakim była „Solidarność”. Nie dlatego go nie ma, że Polakom powodzi się nad wyraz dobrze, lecz dlatego, że liczne społeczne warstwy niezadowolone z materialnego położenia, nie potrafią stworzyć swej reprezentacji. Nie ma też, jak w latach 80., zagranicznych ośrodków wspierających organizację buntu. A ponad to, co najmniej dwa miliony ludzi młodych, dynamicznych, którzy zapewne podjęliby zdecydowane i nawet drastyczne działania broniące ich interesów, opuściło kraj.
Nie najlepszy mamy dzisiaj dzień na dokonywanie szczegółowych rozrachunków z czasem minionym. Jestem jednak za tym, by je prowadzić, lecz zarówno w odniesieniu do przeszłości, jak również do teraźniejszości. I nie po to, by obrazy tych czasów zaczerniać, lecz po to, by służyły mądrej analizie aktualnej sytuacji oraz pozwalały na formułowanie sensownych wniosków. Toteż państwo polskie może zaoszczędzić i przeznaczyć na bardziej wymagające tego cele spore pieniądze, likwidując zajmujące się podłą propagandą instytucje rozliczeniowo-śledcze w rodzaju IPN. W normalnym państwie od tego rodzaju porachunków z jednostkami jest prawo oraz instytucje ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Gdy odchodzi się od tej zasady, powstają groteskowe pomysły nadrzędności prawa naturalnego nad stanowionym, a przywódcami rodzących się na tym tle ruchów społecznych staja się bohaterowie in spe, w rodzaju Bogdana Chazana.
Jestem pewien, że dla wielu mych Szanownych Czytelników 22 lipca jest także podnietą do wspomnień i wielorakich refleksji. Przytoczyłem swoje, sądzę bowiem, że nie zabraknie poszukujących korzeni wyjątkowości tej daty w rynsztoku i błocie przeszłości. Najwyższy czas, by zdecydowanie przeciwstawiać się tego rodzaju intelektualnym karykaturom.
Ponad wszystko, jest jednak dzisiejszy dzień sposobną okazją do tego, by ludziom rozsądnym i godnie traktującym swą przeszłość złożyć najlepsze życzenia wszelkiej pomyślności, a całemu polskiemu społeczeństwu, by rozsądnie myślało o rzeczywistości, a nie według norm dyktowanych przez żałosnych nierzadko przywódców partii i partyjek, mieniących się politycznymi.
Mnie zdecydowanie gorzej się wiodło w PRL niż obecnie oczywiście w sensie ekonomicznym. Praktycznie niewiele posiadałem: mieszkałem w lokalu Brata (bo Mnie się nie należało), jeździłem cudzym samochodem (Tata Górnik dostał przydział), dostawałem kartkę na mięso 2,5 kg (a Dzielnicowi 4,0 kg), pensja nie wystarczała (jak "rzucili do sklepu") na zakup bananów i pomarańczy (Żona kupowała sąsiadom należącym do wiodącej grupy społecznej - czyli robotników - Moje Dzieci mogły liczyć na poczęstunek), nie miałem garażu (zresztą na 21 Chłopa z Firmy tylko jeden miał garaż - potrafił sobie "załatwić" a wśród "Niebieskich" prawie wszyscy je mieli), itd. Obecnie jest materialnie zdecydowanie lepiej ale żyje się pod nieprawdopodobną presją psychiczną. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNigdy nie twierdziłem i nie twierdzę,że PRL była oazą wolności i powszechnego dobrobytu,ale też nie była"czarną dziurą" w historii Polski,
OdpowiedzUsuńjak na siłę usiłuje nam wmawiać prawicowa propaganda. Ciekawe i według
mnie prawdziwe spostrzeżenia na temat czasów przedwojennych i okresu
PRL-u ukazuje redaktor Jerzy Dolnicki w artykule "Na 22 lipca",który można
przeczytać w tygodniku "FiM"nr 29(750) z 18-24 VII 2014r.Uzasadniając,
poddaje totalnej krytyce powszechne zwroty nieruchomości i wypłacanie
odszkodowań klasie potomków dawnych właścicieli,co uważa za niesłuszne i bezczelne.Nie uważa też za naganne zwalczanie przeciwników ustroju,chociaż dostrzega nieprawość sposobu,w jaki to
robiono,nie widząc jednak szczególnej różnicy pomiędzy obrzydliwymi
działaniami UB i zachowaniami niektórych funkcjonariuszy policji politycznej z okresu rządów ministra Ziobry.Według redaktora,między
bajki włożyć można również mit o rzekomym prześladowaniu Kościoła
katolickiego w okresie PRL-u,który miał się wtedy chyba najlepiej w całej swojej polskiej historii,co potwierdza przykładami.Okres PRL-u
będący teraz"czarną dziurą" w historii państwa wymaga rzetelnej oceny
i analizy,ale nie takiej jaką przedstawia nam za niemałe pieniądze podatników IPN,który stara się pokazywać tę epokę ,jako czas nieustannej wojny władzy z obywatelami,wielkiej niesprawiedliwości
oraz octu na półkach.Tymczasem Polska Ludowa miała swoje podstawowe dokonanie,które teraz się przemilcza-naprawiła wielowiekowe krzywdy ogółu Polaków doznane ze strony warstwy feudalnych"właścicieli Polski":ziemiaństw,fabrykantów i kleru.
Zlikwidowała też analfabetyzm(szczególnie na wsi),bezrobocie,chociaż
ukryte było,oraz zapewniła powszechny dostęp do oświaty i ochrony
zdrowia,co dzisiaj nie jest takie oczywiste.Mamy dwa miliony bezrobotnych,młodzi wyjeżdżają za granicę w poszukiwaniu pracy,a
"Pokolenie 1600",czyli emeryci,jak podaje wczoraj za pośrednictwem
"Polityki" portal WP.pl,walczą o przeżycie.Z lektury tego artykułu wynika,że połowa z pięciu milionów emerytow żyje za 1600 zł brutto,
lawirując między biedą,nędzą i wstydem,a pokolenia tego będzie
przybywać,tyle,że będzie to już "pokolenie 1500,1400,1200".Przez
ostatnie 20 lat władza nie zrobiła nic by temu zaradzić,chociaż musiała
mieć pełną świadomość tego,jak wyglądały prognozy demograficzne.
Tak to jednak jest,gdy zamiast poprawiać byt społeczeństwa,myśl
zaprzątają stołki i słupki poparcia w sondażach.Pozdrawiam.