poniedziałek, 14 lipca 2014

JAK PIEŚCI JANUSZ KORWIN-MIKKE

                               Jedna ze złotych myśli JKM: Idiota z dyplomem                                              to taki sam idiota jak przedtem - tylko z pretensjami.

W kontekście spoliczkowania przez Korwina-Mikkego Michała Boniego, zaczynają krążyć pogłoski o jakichś rzekomych  związkach tego pierwszego ze Służbą Bezpieczeństwa PRL, co jest kompletną bzdurą. A wiem co piszę, ponieważ jako oficer SB pracowałem w MSW na Rakowieckiej w Warszawie w departamencie, który miałby zapewne informację o takich jego powiązaniach.

Wcześniej, w trakcie studiów Korwina-Mikkego w Uniwersytecie Warszawskim, mniej rozgarnięci  funkcjonariusze Komendy Stołecznej potraktowali go poważnie i sprawili, że nie ukończył  matematycznego wydziału w UW, uniemożliwiono mu bowiem przystąpienie do dwóch końcowych egzaminów. Zdobył jednak dyplom magistra filozofii, na którym to kierunku wiedza matematyczna odgrywa ważną rolę. Niestety, tak głupawe postępki zdarzały się w ówczesnej Komendzie Stołecznej,o czym wiem, bo pracowałem tam od 1962 do 1968 r., choć nie w tym wydziale, który najbardziej się wygłupiał. W różnych jednak służbach, nawet w specjalnych, różni pracują ludzie, o czym świadczą bodajby ostatnie dokonania ABW w redakcji WPROST. Ja miałem szczęście do przełożonych i także dzięki nim nie wygłupiłem się tak, jak uczynili to moi koledzy po fachu z KS MO, którzy zajmując się tzw. operacyjnym zabezpieczeniem Uniwersytetu Warszawskiego sprawili, że Korwin-Mikke może uchodzić za kombatanta walk z „komuną”

[caption id="attachment_1134" align="aligncenter" width="430"]JKM w czasach gdy mu wszystko jeszcze stało JKM w czasach gdy mu wszystko jeszcze stało[/caption]

Niewykluczone, że potrzeba odprężenia się po zaznanych w PRL szykanach sprawiła, że ma on teraz skłonność do poklepywania ludzi po wypukłościach ciała i nie przebiera w ich wyborze; mogą to być zarówno policzki, jak również półdupki. Ponieważ jest mężczyzną o normalnych skłonnościach seksualnych i nie akceptuje homoseksualizmu, Boniego trzasnął w policzek, a przed laty, byłą posłankę SLD - Katarzynę Piekarską, pieszczotliwie klepnął po pośladkach. A Było to tak.

Chyba w 2007 r. Korwin-Mikke kilkakrotnie dał wyraz swemu sprzeciwowi wobec kontaktów dzieci zdrowych z niepełnosprawnymi, by zdrowe nie zarażały się rozmaitymi schorzeniami. Katarzyna Piekarska skomentowała ten jego pogląd bardzo krytycznie głosząc, że nie należy podawać ręki takiemu jak on. Ponieważ Korwin-Mike, jak sam o sobie twierdzi, jest człowiekiem honoru, zapamiętał to i tylko czekał okazji. Ta nadarzyła się pod koniec 2009 roku w krakowskim teatrze „Groteska”, podczas próby noworocznego spektaklu, w której uczestniczyły osoby czynne w życiu publicznym,  a wśród nich także parlamentarzystki. To wtedy właśnie dokonał słynnego aktu upieszczenia podniecających go zapewne, zgrabnych  pośladków posłanki SLD.

Janusz Korwin-Mikke od niepamiętnych czasów ma skłonność do kontrowersyjnych uczynków. Szukając materiału do niniejszego wpisu, znalazłem w jego biografii publikowanej w „Wikipedii” następującą informację: Razem ze swoim stryjem, publicystą katolickim Jerzym Mikkem*) próbował przyłączyć się do tzw.komisji ekspertów przy komitecie strajkowym stoczniowców szczecińskich w sierpniu 1980. Szefowie komisji dokooptowali do swego grona tylko stryja, jednocześnie rezygnując z zaproponowanej przez Janusza Korwin-Mikkego współpracy. Decyzję swą uzasadnili jego nieodpowiedzialnością i ekscentrycznością poglądów. Kiedy próbował on sprzedawać wśród strajkujących robotników swoje wydawnictwa, został siłą usunięty z terenu zakładu.

To zdarzenie, a być może jeszcze jakieś inne, spowodowało jego niechętny stosunek do „Solidarności”, o czym wspomina Jerzy Urban w swym „Alfabecie”. Wracam jednak do stosunków Korwin-Mikkego ze Służbą Bezpieczeństwa PRL.

Chyba dopiero w 1979 r. dowiedziałem się o jego istnieniu w związku z drugoobiegową Oficyną Liberałów, którą był założył rok wcześniej. Pewnego letniego popołudnia tego roku, wraz z kilkoma przyjaciółmi z pracy (nie tylko z mojego wydziału) wpadliśmy do popularnej wówczas, dzisiaj już nieistniejącej rybnej knajpki u zbiegu Puławskiej i Olszewskiej. Lokal, jak zwykle był o tej porze prawie pełen, serwowane dania znakomite, nic więc dziwnego, że zbawiającemu przez nas świat  i Polskę gadaniu nie było końca. Kraj był wtedy w miarę normalny, nikt nieupoważniony nikogo nie podsłuchiwał i nie nagrywał, polecieliśmy  więc na całość. W toku nabierających coraz wyższej  temperatury pogaduszek dowiedziałem się o istnieniu Janusza Korwin-Mikkego i prowadzonej przez niego wydawniczej Oficynie Liberałów.

Następnego dnia wciąż odczuwałem skutki birbantki, a dzień zapowiadał się gorący. Przyszło mi do głowy odwiedzić bohatera toczonej poprzedniego dnia rozmowy. Przy kielichu dowiedziałem się, że można do niego zajść i kupić jakieś wydawnictwa Oficyny Liberałów. Szybko ustaliłem adres (jeśli dobrze sobie przypominam mieszkał wtedy przy ul. Madalińskiego), wpisałem się do książki wyjść i mogłem wreszcie oddychać szczególnie tego dnia upragnionym świeżym powietrzem.

Pod ustalonym adresem zadzwoniłem do drzwi i wkrótce otworzył mi gospodarz, gościnnie zapraszając do środka. Podałem mu jakieś dwa tytuły wydanych przez jego oficynę książek, znalazł je i pobierając należną kwotę zapytał w jakiej dzielnicy Warszawy mieszkam. Gdy odparłem, że na Woli ucieszył się, powiedział, że w tej dzielnicy nie ma swego kolportera i zaproponował mi tę funkcję. Speszyłem się nieco i odparłem z wahaniem, że jest to jednak dziedzina nielegalna, a więc grożąca niespodziewanymi konsekwencjami i chciałbym całą sprawę skonsultować przynajmniej z żoną. Wyraził pełne zrozumienie i zaproponował ponowną wizytę, jak tylko będę mógł podjąć się wykonywania tej społecznie pożytecznej roboty.

Wracałem do pracy nieco podekscytowany złożoną mi ofertą. Czułem się już dobrze, przy pierwszej sposobności zaszedłem więc do gabinetu naczelnika wydziału i zrelacjonowałem mu swą przygodę. Był nim wtedy nieżyjący już płk Henryk W. - człowiek bardzo inteligentny o rozległej wiedzy, zarazem jednak dość gwałtowny i wybuchowy. Obserwując w toku swej relacji jego twarz czułem, że wkrótce nastąpi eksplozja. Huk rozległ się, gdy zapytałem nieśmiało czy nie warto, bym podjął się kolportowania nielegalnych wydawnictw, zyskując niejaką kontrolę nad oficyną.

- Kurwa ! Co ci strzeliło do głowy?!  – Temu głupkowi potrzebny jest psychiatra, a nie kolporter. Nie wiesz, że on jest rąbnięty?

- Szefie, ale Komenda Stołeczna… - próbowałem wtrącić coś z nabytej wczoraj wiedzy. 


- Co Komenda Stołeczna, co komenda ! Nie zawracaj mi dupy nimi. W stołecznej też durni nie brakuje. Daj mi święty spokój - zakończył gwałtownie swą tyradę i audiencja dobiegła końca.   JKM jako kapłan Nowej Prawicy. Ponieważ nie wypada by kapłanowi coś            stało, tu zatem wszystko mu zwisa. Tylko palce dłoni we wzwodzie.

Całe zdarzenie przypomniałem sobie niedawno dowiedziawszy się, że Korwin-Mikke startuje w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Liczyłem na rozsądek polskiego elektoratu. W głowach wyborców było tego rozsądku jednak tyle, ile okazało się być u funkcjonariuszy SB z Pałacu Mostowskich, którzy też z całą powagą traktowali tego człowieka. Jako  ciekawostkę załączam wspomniany wyżej fragment „Alfabetu Urbana”, poświęcony Januszowi Korwin-Mikkemu. Jest w nim dużo dystansu i sensownego podejścia do tego pożal się Boże  „podziemnego” w czasach  PRL działacza, który - to trzeba mu przyznać - nie przejmował się kaprysami władzy i działał naziemnie.

Naprodukuje on jeszcze sporo rozmaitych spektakli nie przynoszących Polsce i Polakom chwały, a głupi ludzie, których jest ci u nas dostatek, wiązać z tym będą nadzieje na lepsze i oddawać mu swe głosy.

P.S. Wystarczy wpisać imię i nazwisko eurodeputowanego do dowolnej wyszukiwarki, by poznać więcej pikantnych szczegółów.

________________

*) Jerzy Korwin-Mikke, stryj Janusza K-M., zmarły w listopadzie 1999 r.  

 

"KORWIN-MIKKE Janusz - przywódca Ruchu Polityki Realnej

Barwna postać zawsze w muszce. Łączy nas stara znajomość i niechęć do „Solidarności”. Korwin-Mikke stworzył własną, kieszonkową partię – Ruch Polityki Realnej. Jest to ugrupowanie konserwatywno-liberalne, sprzymierzone z monarchistami, których mamy razem trzech. Ruch jest za całkowitym liberalizmem ekonomicznym, przeciw wszelkim ingerencjom państwa w sferę gospodarki. Na płaszczyźnie politycznej Korwinowcy nie są  tacy liberalni i optują za silną władzą, ograniczającą parlamentaryzm i demokratyczne rozpasanie.

Wielki oryginał, co podkreśla wiążąc sobie zawsze muszkę. Facet postrzelony w najsympatyczniejszym sensie tego słowa. Dogmat pluralizmu i karzełkowatość wszystkich partii sprawiają, że obecnie przeżywa swoje wielkie dni,  gdyż z całą powagą jest traktowany jako szef jednego ze stronnictw. Lubi pisać i pokazywać się w telewizji, więc jest na niego koniunktura. Gdy trzeba pokazać w TV paletę polityczną, Korwin-Mikke zawsze jest na podorędziu. Gdy chce się do druku jakiś żwawy, szokujący tekst – on napisze go zawsze i da wszędzie.                      

Przychodził w latach 70. do „Polityki”, gdzie przynosił felietony na różne tematy, zawsze oryginalne, gdy idzie o poglądy, żywo napisane, tylko pod koniec przeważnie rozłażące się. Drukowałem go od czasu do czasu. Stale tego robić nie było można, gdyż był zbyt płodny. Strach było zamieścić jakiś tekst, ponieważ to znaczyło, że nazajutrz, zachęcony, przyniesie dziesięć nowych. Ja zaś jako redaktor byłem leniwy i zawsze wolałem mieć do czytania mało tekstów, a nie dużo. Z tej banalnej przyczyny limitowałem publikacje Korwin-Mikkego, ale również i z powodów politycznych. Chodziło o to, że on przecież był opozycją, więc co innego występ gościnny w „Polityce”, a co innego kiedy utrwali się jako stały autor pisma. Poza tym bałem się, że za tego wroga socjalizmu dostaniemy po uszach. Zrobiłem więc coś, czego nigdy nie czyniliśmy i za co Rakowski zdarłby ze mnie skórę. Zadzwoniłem do MSW i poprosiłem ich o opinię  na temat roli Korwin-Mikkego. Nasze władze bowiem – mówiłem – leją nas za drukowanie ludzi z opozycyjnego podziemia, a skąd my niby mamy znać grzechy różnych autorów, wiedzieć, gdzie są zapisani i w jaki sposób ryją pod naszym ustrojem.

Odpowiednia komórka MSW odparła, ze możemy spokojnie go drukować. Pisze różne manifesty, ale rozkleja je tylko na swojej klatce schodowej, a resort nie jest drobiazgowy ani małostkowy. Kiedy zostałem szefem telewizji, Korwin-Mikke skarżył mi się, że go nie pokazują na ekranie. Poleciłem dawać go na ekran ile tylko wlezie, bo to polityk prawdziwie niezależny. Ile razy zmieścił się w programie, tego nie wiem, mniej w każdym razie, niż on by chciał, a więcej, niż pragnęłaby tego „Solidarność”, która podobnie jak PZPR nie znosi ludzi nie zapisanych u siebie. "

Jerzy Urban, "Alfabet Urbana", wyd.Polska Oficyna Wydawnicza BGW, Warszawa 1990, str.90-91    

2 komentarze:

  1. Wpis na jego blogu
    Chciałbym także przypomnieć czasy chwały oręża polskiego: 29 października 1611 r. na Zamku Królewskim w Warszawie wzięty do niewoli car Rosji Wasyl IV Szujski i jego bracia złożyli hołd przed królem Zygmuntem III Wazą. W kolejnych latach przedmioty związane z hołdem były niszczone, a samo wydarzenie będące wielkim tryumfem Polski na przestrzeni kilku wieków było przemilczane. Więcej pod tym adresem
    http://tiny.pl/q8bkh

    Oraz koszulka upamiętniająca to wydarzenie
    http://tiny.pl/q8bnb
    403 lata temu car Rosji bił pokłony przed polskim królem, w wyniku przegranej bitwy pod Kłuszynem, w której polska husaria rozniosła w pył kilkukrotnie liczebniejszą armię rosyjską. W czasach zaboru rosyjskiego, jak i PRL-u, pamięć o wydarzeniu będącym wielkim tryumfem Polski, była konsekwentnie zamazywana. Niewygodne dla wielu wydarzenie było pomijane w podręcznikach, encyklopediach i opracowaniach historycznych. Teraz po raz pierwszy trafia na koszulki. Po ponad 400 latach.dupa jasiu
    14 lipca 2014 o 15:
    Odpowiedz-
    Panie Kurwin,
    zgloś się pan na ochotnika to przychodni psychiatrycznej aby sprawdzić czy nie masz pan smyrla, wszyscy wielcy szachiści to byli, trochę smyrnięnci.

    Pierdolisz pan głupoty o pojedynkach, to by się wszyscy powyzynali, i zaczeli by od pana, skończ pan te gówniane wypowiedzi bo i tak pan w nie nie wieży, i zajęło by wprowadzenie chyba kilka lat, a pan już powinien odfrunąć na łono Abraham

    OdpowiedzUsuń