sobota, 13 grudnia 2014
JAK PREZES KACZYŃSKI POSTANOWIŁ UCZCIĆ 33 ROCZNICĘ STANU WOJENNEGO
Nie jestem historykiem, miałem jednak mądrych nauczycieli tego przedmiotu. Zwłaszcza w szkole średniej, w której kształtowane są rudymenty metodologii podejścia do historycznej materii. Zgodnie z nimi sprawą pierwotną winna być znajomość faktografii, wtórną natomiast jej interpretacja. Młodzi ludzie, z którymi coraz rzadziej, ale jednak się stykam, opowiadali mi nie raz jak na lekcjach historii pani albo pan nauczali na przykład o bohaterskim zrywie narodu polskiego w Powstaniu Styczniowym czy podobnym mu, choć tragiczniejszym Powstaniu Warszawskim. Cel nauczyciela miał więc niejako wymiar ideologiczny, bo przedstawianemu wydarzeniu nadawał on obowiązującą charakterystykę już w nazwie: WIELKI czy też BOHATERSKI ZRYW POLAKÓW. I tak miało pozostać. Tylko ambitne i dociekliwe jednostki odnajdowały pogląd gen. Andersa, który nazwał Powstanie Warszawskie zbrodnią. Większość poprzestawała na eksponowaniu bohaterstwa, choćby niepozbawionego tradycyjnej polskiej narodowej głupoty. Patos tak charakteryzowanych czynów miał ją skutecznie zasłaniać.
Zaszczepiona Polakom i głęboko w nich osadzona metodyka traktowania zdarzeń historycznych nieraz przynosiła korzyści tym, którzy dla sobie znanych celów posługiwali się nią i wymagali podobnego podejścia od innych. Żyd miał być co najmniej podejrzany, a najchętniej potępiony, bo w uzasadnieniu takiego do niego stosunku eksponowano porażające wyobraźnię ludzi pobożnych ukrzyżowanie Pana Jezusa. Ani przedawnienie czynu, ani zakaz odpowiedzialności zbiorowej nie robiły na antysemitach najmniejszego wrażenia.
[caption id="attachment_1665" align="aligncenter" width="276"] Na zabawie u ojca Rydzyka[/caption]
Anatema o podobnej sile rażenia obowiązuje także w stosunku do komunistów. Tu problem jest nieco bardziej złożony. Po pierwsze, twierdzi się, że najgorliwszymi wyznawcami tej świeckiej religii byli Żydzi (poczynając od samego Karola Marksa) co pozwoliło na stworzenie pojęciowej zbitki „żydokomuna”. A po drugie, komunę łączy się z nacją rosyjską, co przy dość powszechnej rusofobii Polaków przynosiło i przynosi oczekiwane przez antykomunistycznie zorientowanych społecznych inżynierów skutki.
Gdy w 1980 roku powstała „Solidarność” inżynierowie ci rychło się zorientowali jak wielce przydatnym dla realizacji bardzo różnych celów może być tak wielki liczebnie i niezwykle dynamiczny społeczny ruch. Na jego czele nie bez powodu ustawiono Wałęsę – człowieka o zerowej wiedzy na temat historii, różnych społecznych teorii i w ogóle zjawisk społecznych. Jego możliwości percepcji w tym zakresie nie przekraczały poziomu średniego konsumenta piwa spod sławetnych w PRL budek, toteż z równą ochotą zaakceptował pierwotne, służące znieczuleniu umysłów Polaków hasło „socjalizm tak, wypaczenia nie”, jak również zabieg w wykonaniu wykształconego w USA wykładowcy Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR – prof. Leszka Balcerowicza, który bez pytania go o zdanie wszczepił Polsce jedną z brutalniejszych odmian kapitalizmu.
W ciągu ćwierćwiecza funkcjonowania tego systemu pojawiło się sporo rozmaitych instrumentów wpływu na nastroje i poczynania społeczeństwa. Pierwsze miejsce w tym instrumentarium zajmuje oczywiście Kościół katolicki, ściśle powiązany z nowym ustrojowo państwem, gwarantuje mu ono bowiem rozliczne korzyści. Interesującym i wielowątkowym zdarzeniem w tym obszarze jest sprawa ks. Wojciecha Lemańskiego, w latach 2006-2013 proboszcza parafii Narodzenia Pańskiego w Jasienicy, który główną rolę Kościoła widział w reprezentowaniu interesów plebejskiej warstwy wiernych, a nie w czerpaniu korzyści z jego związków z machiną państwa. Zapłacił za to okrutną cenę i nawet papież Franciszek bardziej skłonny jest zajmować się losem zwierząt w ich życiu pozagrobowym, niż oczywistą krzywdą wyrządzoną polskiemu kapłanowi przez polską kościelną hierarchię.
Pozostając w obszarze społeczno - politycznej nadbudowy państwa wspomnieć trzeba o pożytkach płynących z posługiwania się instrumentami mogącymi wzbudzać społeczne emocje i podziały. Narzędzi temu służących jest sporo, a ich przykładem niechaj będzie ziarno lustracji na gruncie polskim posiane przez Bronisława Wildsteina. Jest ono nasieniem uprawy wciąż troskliwie pielęgnowanej przez licznych specjalistów od tej agrokultury i służącej ich rozlicznym potrzebom polityczno-konsumpcyjnym. Jej owoce czynią z takich jak ja szkodliwy, przeznaczony do bezwzględnego wyplenienia chwast, zabieg ten wspierają posłusznie najwyższe organy państwa, które nakazały pozbawić mnie prawie 2/3 emerytury, a różne mniej i bardziej tajemne czynniki planują dalsze podobne działania.*) Dodatkowo odchwaszczeniu sprzyjać mają złożone w Sejmie projekty ustaw o pozbawieniu takich jak ja oficerskich stopni oraz przyznanych przed laty orderów i odznaczeń. Mający także wszelkie cechy marnego zielska pewien znany profesor, będący w przeszłości tajnym współpracownikiem SB, jest natomiast chroniony nawet przez zdecydowanie prawicowy tygodnik W SIECI **), odkryto w nim bowiem szlachetne geny warszawskiego powstańca.
[caption id="attachment_1668" align="aligncenter" width="300"] Ambicje Prezesa - niemal Churchill[/caption]
Przejdźmy teraz do społeczno-ekonomicznej bazy. Zbawienny wpływ na społeczne nastroje ma uniwersalne narzędzie regulacji stopnia ich radykalizmu, którym jest bezrobocie. Jest to obszar, na którym doskonale widać skutki wypełniania niezwykle podłej roli przez kierownicze kręgi „Solidarności”. Przyzwoliły one bez oporów na drastyczną redukcję praw pracowniczych choćby w postaci tzw. śmieciowych umów o pracę. Prywatny właściciel przedsiębiorstwa może bez problemów wyrzucić na bruk pracownika, który odważy się na najmniejszy odruch protestu. Lecz czynnikiem nieporównanie ważniejszym jest praktyczna likwidacja klasy społecznej robotników, którzy stali się wyzbytym klasowej świadomości zbiorowiskiem roboli. Czynnikiem niezwykle sprzyjającym redukcji ich znaczenia jako tworzących społeczną klasę, była likwidacja większości państwowego przemysłu, który uznano za pozostawiony przez komunę balast. Przykładem przestępczego wręcz procederu w tym zakresie było doprowadzenie w II poł. lat 90. do upadłości Zakładów Radiowych im. Kasprzaka na warszawskiej Woli i oddanie za marne grosze tego, co z nich pozostało zachodnioeuropejskiej firmie tej samej branży, która dzięki temu nie tylko zlikwidowała konkurenta, lecz odniosła nadto wielkie korzyści finansowe, przekształcając przemysłowe budynki w biurowce, sprzedane następnie zagranicznym bankom.
Dzisiaj odbywać się będzie w Warszawie organizowany przez PiS marsz w obronie demokracji i wolności naruszonych rzekomo w ostatnich wyborach samorządowych. Wręcz humorystycznego charakteru nadaje temu przedsięwzięciu patronat sprawowany nad nim przez samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego, którego wyobrażenia o wspomnianych dwóch elementach ustroju politycznego Polski mają tyle wspólnego z rzeczywistym ich wymiarem, co docenianie przez czarną Mańkę spod latarni korzyści płynących z pielęgnowania cnoty. Dość powszechne pojmowanie przez przeciętnego Polaka kształtu spuszczonej mu nagle na amerykańskim spadochronie demokracji, zawiera się w znanej paremii „róbta co chceta”. Prezes Kaczyński w swej nieustępliwej walce z Platformą Obywatelską chce to wyobrażenie zinstrumentalizować poprzez wprowadzenie zasady zobowiązującej do robienia tego, co chce on i jego partia. Nie jestem pewien czy stopień ogłupienia społeczeństwa polskiego nie osiągnął już takiego poziomu, że marzenia prezesa PiS mogą być jak najbardziej realne. Wprawdzie pięciu biskupów katolickiego Kościoła opuściło szeregi komitetu honorowego marszu, lecz w rezerwie wciąż pozostaje o. Tadeusz Rydzyk, który zdaje się być gotowym na podjęcie trudu tworzenia instytucjonalnego zabezpieczenia ideologicznych potrzeb pisowskiego państwa. Zachowujący wciąż męską cnotę prezes Kaczyński nie ma doświadczeń w bliższym obcowaniu z kobietami, toteż może nie doceniać zdolności Ewy Kopacz do tworzenia sprawnych mechanizmów chroniących państwo przed awanturniczymi zapędami kandydatów na jego sterników. Oby nie docenił ! Nie jestem entuzjastą Platformy Obywatelskiej, w poprzednim wpisie wspomniałem jednak o diametralnej różnicy pomiędzy grypą i syfilisem. Mam nadzieję, że państwowe organy ochrony zdrowia nie dopuszczą do niosącej fatalną zarazę inwazji krętków bladych.
___________
*) Piotr Gontarczyk, "Zakłamana lustracja", W SIECI nr 50 (106), 8-14 grudnia 2014.
**) Np. artykuł w RZECZPOSPOLITEJ z 10 grudnia br.: "Byli esbecy wciąż ze skandalicznie wysokimi emeryturami".
środa, 26 listopada 2014
MEDYCZNY ASPEKT WYBORÓW
Pogląd, że istnieje analogia pomiędzy PiS-em i syfilisem jest ze wszech miar uzasadniony. Tę paskudną chorobę łapią zwykle ludzie młodzi, a więc mało doświadczeni oraz niewybredni w gustach, częściej spotykani na prowincji, niż w większych kulturowo ośrodkach. Trzeba cierpieć na kompletne bezguście, by dać się uwieść Jarosławowi Kaczyńskiemu, że nie wspomnę już o chorobowych skutkach takiego wyboru.
Jarosław Kaczyński jest dla mnie, mimo wszystko, zjawiskiem dość osobliwym. By to wyjaśnić, muszę wrócić do czasu minionego, gdy pracowałem w resorcie spraw wewnętrznych. Wprawdzie ani struktury „Solidarności”, ani żaden z jej większych bohaterów nie byli przedmiotami mych służbowych zainteresowań, jednak to i owo o nich się słyszało. W bardziej wtajemniczonych kręgach pracowników z Rakowieckiej 2 (a należałem do nich) wiadomo było kim był Rajmund Kaczyński – ojciec bliźniaków oraz co oni obydwaj robili w tym ówcześnie rewolucyjnym związku. Pan Rajmund nie był osobą szeroko znaną, lecz szanowaną. Miało to zapewne związek z kręgiem jego znajomych pochodzących z wysokich szczebli ówczesnej władzy partyjnej. Przed wybuchem stanu wojennego obaj bliźniacy nie należeli wprawdzie do ścisłego grona krajowego aktywu solidaruchów, lecz stopień ich aktywności w tych strukturach mógł być czynnikiem upoważniającym jakiegoś mniej zorientowanego funkcjonariusza SB niższego szczebla, do wpisania ich na listę kandydatów do internowania. Najprawdopodobniej znaleźli się na niej w pierwszej jej wersji, lecz przecież listy te były poddawane weryfikacji na wyższych szczeblach decyzyjnych. Jarosław Kaczyński został więc symbolicznie zatrzymany na jeden dzień, symbolicznie z nim rozmawiano i równie symbolicznie skłaniano do lojalności wobec ludowej władzy. Nie potrzeba było używać jakichś poważnych i cięższych gatunkowo argumentów, w ściślejszych bowiem kręgach ówczesnych decydentów wiadomo było, że do grona kandydatów na bohatera i męczennika PRL to on nie należał. Później, dużo później, gdy władza ludowa słabła, a „Solidarność” hulała coraz bardziej bezkarnie, odwaga braci Kaczyńskich rosła. Obecnie chwackość prezesa PiS przekracza wszelkie granice, wie on bowiem doskonale, że za żadne już czyny nic złego mu nie grozi. Swym dzisiejszym heroizmem może więc skutecznie przekonywać do siebie dość szerokie kręgi niezbyt wyrafinowanych intelektualnie zwolenników PiS i liczyć na ich głosy w wyborach.
Aktyw PiS dzieli Polskę i Polaków
Otchłanie archiwów Instytutu Pamięci Narodowej są niezbadane i na dobrą sprawę nie wiadomo co w nich zachowano, a co usunięto mniej lub bardziej trwale. Piszę to z pełną świadomością operacji dokonywanych w różnych miejscach i na różnych szczeblach decyzyjnych, a sąd taki uzasadnia choćby analiza niektórych zapisów, na przykład, w internetowej „Wikipedii”, które ulegały i ulegają przeróżnym zmianom, według niepoznawalnych kryteriów. Nie da się więc ustalić czy nagła sensacja o czyjejś współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa PRL jest rzeczywiście nowym odkryciem, czy wyrazem realizacji jakichś i czyichś interesów. A problem jest dość złożony. Chcę zapewnić, że w przypadku istnienia bezwzględnej konieczności zyskania czyjejś pomocy w postaci tajnej współpracy z organami bezpieczeństwa państwa, jednostka nie ma najmniejszych szans by jej odmówić i sugeruję by nie tworzyć w tym obszarze mitów bohaterstwa. Szefowie różnych szczebli resortu spraw wewnętrznych PRL nierzadko bezsensownie oceniali aktywność podwładnych na podstawie ilości pozyskań do współpracy, co powodowało, między innymi, powierzchowność opracowań kandydatów, a to z kolei łatwość odmowy współpracy ze strony bardziej odważnych spośród nich. W przypadku bezwzględnej konieczności jednostka nie miała jednak szans, by nie podpisać zobowiązania do współpracy i bynajmniej nie ze względu na stosowanie fizycznej przemocy. Średnio inteligentny oficer SB nie musiał sięgać do tak mało wyszukanego argumentu.
Nie uczestniczę w publicznym życiu obecnej Polski, nie mogę jednak wyjść z podziwu, że jej władze dopuszczają do działań na tym szczeblu bezczelności, jakiego nierzadko sięga Jarosław Kaczyński i jego współpracownicy. To co Macierewicz wyprawiał w sprawie katastrofy smoleńskiej ośmieszało polskie władze oraz ich pojmowanie wolności jednostki. W kampanii wyborczej do samorządów prezes Kaczyński zdaje się przekraczać osiągnięcia swego podwładnego, a ta kampania to tylko trening przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi.
Do istniejącego na wysokich szczeblach władzy w Polsce bajzlu przyczynili się głównie mężczyźni, a zasługi Donalda Tuska są w tym zakresie trudne do przebicia. Pozostaje mieć nadzieję, że pani premier Kopacz pokaże osobnikom płci męskiej od ćwierćwiecza sprawującym funkcje premiera w tzw. demokratycznej Polsce, na czym polegać winien porządek w państwie. Moje skromne doświadczenia wyniesione z obcowania z paniami wskazują, że wiele z nich potrafi bardzo skutecznie dbać o ład i porządek w gospodarstwie.
poniedziałek, 17 listopada 2014
MYCH ROZLICZEŃ EWENTUALNY FINAŁ
MOTTO:
Osłoną intencji rządzących z reguły bywa patriotyzm.Trudno jest zarzucić komuś, że jest patriotą gorszym niż inni. Jednakże obserwujemy w ostatnich latach wykorzystywanie patriotyzmu dla kwestionowania polskich tradycji lewicowych. Niszczenie pomników, zmiany nazw ulic, zniekształcanie przeszłości w podręcznikach historii - to tylko wybrane przykłady działań w imię rzekomego patriotyzmu.
(Prof. dr hab. Maria SZYSZKOWSKA, „Filozofia codzienności w rzeczywistości neoliberalnej”, wyd. Dom Wydawniczy ELIPSA, Warszawa 2010,str. 113)
Dominującym wzorem polskiego polityka jest szczęśliwy imbecyl,dumny że jest. Im wyżej się wdrapał, tym bardziej jest dumny.
(Podtytuł artykułu Czesława Bieleckiego, „Kretynizm”; DO RZECZY, nr 45(093), 3 – 9 11 2014, str.60)
W ostatniej POLITYCE 1) znalazłem informację o objawach pogłębiającej się umysłowej zapaści niektórych posłów do Sejmu III RP. Tłem tego schorzenia jest antykomunizm. Zaczynam podejrzewać, że niektórym z nich niesie on doznania porównywalne z tymi, jakich nastolatkom (a niekiedy mniej lub więcej starszym) dostarcza onanizm. Domniemanie to odnosi się zwłaszcza do ludzi pobożnych, którzy są przekonani, że walenie konia to grzech, więc w miejsce tego zwierzęcia podstawiają tzw. komunistów. Jednym z największych miłośników tej formy zaspokajania swych popędów jest poseł PiS Zbigniew Girzyński.
Przed trzema laty jego partia wniosła do marszałkowskiej laski projekt ustawy, na mocy której z przestrzeni publicznej znikną wszelkie symbole komunizmu, a głównie pomniki żołnierzy radzieckich i osób z komunizmem kojarzonych. W miastach i miasteczkach zmienione będą nazwy ulic, noszących imiona takich patronów. Według zawartej w pisowskim projekcie propozycji odebrane zostaną także wszelkie ordery, odznaczenia oraz tytuły honorowe nadane w latach 1944 – 1989 za „zasługi na rzecz komunizmu”.
Czyżby prezentowane tu przez pos. Girzyńskiego (po lewej) nakrycie głowy było zapowiedzią jego ambicji i planów ?
Poseł Girzyński urodził się przed 41 laty w Sierpcu, lecz wychowywał się w Dąbrówkach – niewielkiej wioseczce położonej w mazowieckiej gminie Bieżuń. W 1988 r. ukończył był podstawówkę w Bieżuniu właśnie i osiągnął niebotyczny sukces dostając się do ogólnokształcącego liceum przy Niższym Seminarium Duchownym w Płocku, gdzie w 1992 r. zdał poświęconą maturę.
Podstawówka w Bieżuniu i duchowne seminarium – nie są to placówki gwarantujące znaczący intelektualny rozwój, dobrze więc że w 1992 r. młody Girzyński dostał się na Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie po zdobyciu magisterium na wydziale historii, doktoryzował się w tej dziedzinie w 2001 r. W 2005 r. po raz pierwszy wybrano go do Sejmu. Lecz co się stało, to się dotąd nie odstało i w parlamencie prezentuje poglądy, których istotą jest nienawiść do komunistów, jak na katolika kształconego w duchownym seminarium przystało.
Z jednej strony pozytywnie ocenić należy fakt, że prosty, mimo doktoratu, człowiek mógł zostać posłem do Sejmu, może to jednak przynieść wiele szkód w szerszym wymiarze, choćby poprzez szerzenie przez niego nienawiści i pogłębianie społecznych podziałów na podstawie ideowych poglądów nabytych w dzieciństwie oraz we wczesnej młodości, bezkrytycznie później pielęgnowanych i determinujących działania w wieku teoretycznie dojrzałym.
Podobno bywają jeszcze w polskich miastach i miasteczkach ulice nazwane imionami Władysława Gomułki, a nawet Bolesława Bieruta. Ludzie pokroju Zbigniewa Girzyńskiego odczuwają zdumienie i gniew na wieść o ich istnieniu, wykorzystują więc wszelkie swe możliwości żeby zaaplikować tym traktom nowych patronów, a poprzednikom zabronić funkcjonowania w tej roli gdziekolwiek.
Z religią katolicką (jak z każdą inną również) mam tyle samo wspólnego, co pan Poseł ze zdolnością pojmowania skomplikowanych i wielowarstwowych zdarzeń historycznych oraz tolerancją dla odmiennych w tym obszarze poglądów. Jeśli idzie o dokumentację, to ja mam wystawione w 1938 r. świadectwo chrztu świętego, a pos. Girzyński akt nadania mu przed 13-ma laty dyplomu doktora nauk humanistycznych w zakresie historii. Okazuje się, że oba te dokumenty są tyle samo warte. Jednak ja nie doznaję wstrząsów psychicznych gdy przez okno swego pokoju widzę codziennie ulicę Prymasa Tysiąclecia, a po przejechaniu kilku przystanków tramwajem, wysiadam przy Alei Jana Pawła II. Obiecuję też, że nawet w przypadku wybrania mnie na urząd prezydenta III RP nie będę domagał się unieważnienia nabożnego nazewnictwa warszawskich ulic.
Kilka słów o szerzeniu nienawiści do żołnierzy Armii Czerwonej i określaniu PRL mianem kraju pod kolejną, po hitlerowskiej, okupacją. Podobno ukazała się na księgarskim rynku książka jakiegoś idioty, który kreśli w niej obrazy korzyści mających płynąć dla Polski ze sprzymierzenia się w 1939 r. z hitlerowską III Rzeszą i wspólnego w takim tandemie najazdu na ZSRR. Przepraszam, że użyłem brutalnej nazwy stanu psychicznego autora tego poglądu, lecz podczas studiów miałem tylko dwa semestry psychiatrii, toteż nie znam łagodniejszego jej idiomu. Bo są granice tolerancji dla cudzych poglądów i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie wiódł rozważań na temat co by było, gdyby ciąża z najwyższego poczęcia, zakończyła się poronieniem.
Ja wiem, że w pierwszych latach powojennej Polski nie raz nadużywana była państwowa władza i dokonywano nawet zbrodni. Lecz miały one miejsce po obu stronach. Tyle tylko, że niemal od ćwierćwiecza jedną z nich, dla wzbudzenia współczucia, nazwano mającym uchodzić za szlachetne mianem „żołnierzy wyklętych”, choć ich dokonania często są porównywalne z uczynkami pozbawianego dzisiaj czci przeciwnika tych wojaków.
W latach hitlerowskiej okupacji mieszkałem z matką i babką (ojciec był w partyzantce, a pozostali mężczyźni z rodziny zostali wywiezieni na roboty do Niemiec) w małej wiosce tuż pod Warszawą przy tzw. linii otwockiej i matka zabierała mnie niekiedy na wyprawę do stolicy wąskotorową podmiejską kolejką. Nigdy nie zapomnę dwukrotnie obserwowanego upiornego widoku obficie skrwawionych murów kamienic i ulicznych chodników w miejscach, w których poprzedniego dnia dokonano egzekucji. Zaraz po wojnie wróciliśmy do miasta i zamieszkaliśmy na Woli, gdzie podczas dwóch dni sierpnia 1944 r., w zemście za wywołane powstanie, rozstrzelano ok. 50 tysięcy mieszkańców miasta. Gówniarze, uprawiający dzisiaj antykomunistyczną histerię z wykorzystaniem historii, widoki te znają tylko z opowieści, które szybko starali się zapomnieć.
[caption id="attachment_1603" align="aligncenter" width="950"] 23 maja br. posłowie Stanisław Pięta i Zbigniew Girzyński (z prawej) skierowali do Rady Gminy Buczkowice( w powiecie bielskim w województwie śląskim) list, w którym zwrócili uwagę na niestosowność uczczenia na terenie Buczkowic żołnierzy sowieckiego, według ich nazewnictwa, okupanta, którzy zostali zabici w walkach obronnych z żołnierzami podziemia antykomunistycznego (poświęcony zabitym obelisk po lewej). Posłowie podkreślili, że „Polska Ludowa” była formą sowieckiej okupacji i Żołnierze Wyklęci mieli pełne prawo stosować najostrzejsze środki w obronie niepodległości Polski, której obronić szans nie mieli, nie obronili, lecz się starali. Na zdjęciu obaj posłowie podczas walk na froncie w Buczkowicach, prowadzonych prawie 70 lat po zakończeniu wojny.[/caption]
Od ponad dwóch dziesięcioleci trwa proces wielorakich i wielostronnych rozliczeń, ze szczególnym upodobaniem odnoszący się do rosyjskiego zaborcy oraz jego radzieckiego następcy. Antykomunistycznie ogłupieni polscy biskupi w 1965 r. wystosowali do niemieckich swych odpowiedników sławetne orędzie o treści „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”; 18 listopada minęła 49 rocznica tego gestu. Toteż polskie media już niekiedy tylko wspominają hitlerowskie zbrodnie z okazji okrąglejszych rocznic ich dokonywania, bez porównania częściej natomiast opisują zbrodnie komunistyczne i radzieckie. Nieustannie toczone procesy historycznych rozliczeń naznaczone są głównie rusofobią, pełno jest więc jęków na temat ofiar Powstania Listopadowego, nieporównywalnej z ich liczbą hekatomby Powstania Styczniowego, a później bolszewickiego najazdu w 1920 roku, że o Katyniu, Kozielsku, Ostaszkowie, Miednoje nie wspomnę. By nie zatarło się wspomnienie tych zbrodni, Antoni Macierewicz za pomocą smoleńskiej brzózki stworzył kolejną, popełnioną na najwyższych szczeblach władz państwowych Polski, jak zwykle przez Rosjan.
Ile do cholery będą trwały te rozliczenia ?! Dlaczego miliony normalnych Polaków muszą cierpieć od konsekwencji psychicznego schorzenia na rusofobię tych, co sami siebie nawzajem powciągali na szczyty tzw. polskiego patriotyzmu i z ich wysokości starają się ogłupiać społeczeństwo ? Ile jeszcze będzie odsłon pomników dość operetkowego prezydenta III RP, który zginął w smoleńskiej katastrofie ? I co najważniejsze: JAK DŁUGO BĘDĄ TRWAŁY WYGŁUPY POLSKICH RUSOFOBÓW Z NAJWYŻSZYCH PAŃSTWOWYCH SZCZEBLI, DLA ZASPOKOJENIA SWYCH POGLĄDÓW I UPODOBAŃ FRYMARCZĄCYCH BEZPIECZEŃSTWEM PAŃSTWA I NARODU ?!!!
Wrócę jeszcze do swych doświadczeń z czasów PRL. Blisko 30 lat przepracowałem w Służbie Bezpieczeństwa i wbrew rozpowszechnianym teoriom, jak tysiące takich jak ja, nie popełniłem żadnego przestępstwa ani nadużycia. Niech mi ktoś udowodni, że było inaczej. Za pracę w tej służbie otrzymałem kilka orderów i odznaczeń. I dopadła mnie na starość bolesna dolegliwość będąca skutkiem usunięcia lewego stawu biodrowego, co sprawia, że lewa noga jest mało użyteczna, a jej ruchy bardzo niekiedy bolesne. Prawa natomiast jest silna i sprawna, jak reszta mego organizmu. Toteż chciałem poinformować posła Zbigniewa Girzyńskiego, który w imieniu PiS kontynuuje działania na rzecz uchwalenia ustawy mającej pozbawić mnie wspomnianych orderów i odznaczeń, że gdy przyjdzie do mnie ktoś z zamiarem odebrania mi ich, tak go kopnę w dupę zdrową nogą, że długo będzie leczył bolesność doznanego urazu. I z podniesionym czołem poniosę konsekwencje tego uczynku. Nie PiS dawał mi te krzyże oraz medale i nie on będzie mi je odbierał !
_________
*) „Dekomunizacja przestrzeni”, POLITYKA, nr 46(2984); 12 – 18 11 2014, str.10
czwartek, 13 listopada 2014
CO PiS DA POLAKOM ?
Wywiad zaskakuje tytułem: Życie polityczne i erotyczne, a istotę rzeczy odnaleźć można już w pierwszych zdaniach interview: Czy partia ma znaczenie ? – pyta Jacek Żakowski. Dla zdrowia seksualnego ma. Są na to dane – odpowiada mu rozmówca. Na przykład takie, że wyborcy centroprawicy mają o ponad 2 cm dłuższego penisa niż wyborcy centrolewicy – podpowiada znakomicie przygotowany do wywiadu publicysta POLITYKI. Prosiliśmy mężczyzn, żeby tę informację podali, jeśli sami kiedykolwiek zmierzyli swojego penisa w stanie erekcji. Popierający SLD deklarowali, że ta długość to średnio 16,20 cm., sympatycy PO - 17,41, a deklarujący poparcie dla PiS -18,35 – fachowo uzupełnia rozmówca.
Przed laty zaskoczył mnie fenomen PiS. Bo partia ze skrajnie durnowatym programem, dowodzona nadto przez operetkowego wręcz przywódcę, odnosząca jednak ogromny wyborczy sukces – to było nie do pojęcia. Lecz ludzie przeczuwali co mogą zyskać sympatyzując z PiS-em. Intuicja elektoratu, to doprawdy trudna do zrozumienia osobliwość. I dopiero seksuolog odkrył istotę wyborczych nadziei zwolenników Jarosława Kaczyńskiego.
Rewolucja Angielska, którym to mianem określa się serię trzech wojen domowych między zwolennikami parlamentaryzmu i rojalistami w latach 1642- 1651, nie miała tak wyraziście społecznego charakteru jak Wielka Rewolucja Francuska, zapoczątkowana w 1789 roku symbolicznym zburzeniem Bastylii. Znajduję tu pewną analogię do rewolty wzbudzonej w sierpniu 1980 roku w Polsce. Prości naiwni stoczniowcy sądzili, że obalając „komunę”, fundują narodowi wolność, demokrację i dobrobyt, tymczasem, jak się okazuje, główny motyw tego zrywu stanowiła wielka nadzieja na zyskanie niezwykle wymiernej korzyści przez tych, którzy od początku rozumieli jego istotę. W wymiarze bezwzględnym różnica 2,15 cm to doprawdy drobiazg. Gdy uzmysłowić sobie jednak obraz instrumentu o tyle wydłużonego, można pojąć sedno motywacji bojowników „Solidarności”, bezwzględnie walczących z nierozumiejącym ich intencji reżimem.
[caption id="attachment_761" align="aligncenter" width="800"] Panie Prezesie, wierzymy Panu, że jest tego aż tyle, prosimy jednak pokazać jak to wygląda w naturze[/caption]
Mimo wielkości przemiany zaistniałej w Polsce przed ćwierćwieczem, trzeba zdać sobie sprawę z osobliwego braku konsekwencji w dalszych dokonaniach. W pierwszym odruchu buntu wyładowuje się zwykle niemal w całości rewolucyjny potencjał i musi upłynąć sporo czasu, by dokonały się dalsze, o podobnej doniosłości przeistoczenia. Toteż wielu członków różnych politycznych ugrupowań, mniej lub bardziej odległych ideowo od PiS, miało prawo zadać sobie pytanie: ile zyskamy przystępując do partii Jarosława Kaczyńskiego ? Czy każdy zyska średnią 2,15 cm, którą dzięki swym badaniom wykazuje naukowiec, czy nie wszyscy osiągniemy ten wymiar, jak to zwykle w przypadku średniej arytmetycznej bywa.
[caption id="attachment_1580" align="aligncenter" width="600"] Także pos. Zbigniew Girzyński nie chce pokazać jak w PiS dużo zyskał i tylko gestem czyni aluzję do wymiaru korzyści z tytułu bycia tam członkiem [/caption]
I jeszcze o jedno mi idzie. O jawność naszego życia mianowicie ! Jeśli wystąpiły tak daleko idące korzystne zmiany, to dlaczego je skrywamy ? Toż jednym z najważniejszych motywów walki z komunistycznym reżimem, podjętej przez „Solidarność”, było dążenie do jawności w życiu publicznym. Niechże więc Jarosław Kaczyński i główni przedstawiciele jego partii, przestaną skrywać wymiar zmiany, która dokonała się w nich dzięki wyznawanym poglądom. Niechaj ukażą wszystkim co zyskali w procesie przemian politycznego myślenia o Polsce. Jeśli średnia osiągnięć wynosi 18,35 cm., jestem pewien, że kręgi przywódcze partii, w pełni ujawniając swój wizerunek, mogą przysporzyć jej rzesz zwolenników. Jako przywódcy musieli zyskać więcej i naoczne ukazanie tego przyrostu, może przynieść partii wiele korzyści. A samorządowe wybory tuż tuż.
_______
*) POLITYKA, nr 45(2983), 5 11 – 11, 11 2014
niedziela, 19 października 2014
RÓŻNE MIARY TEJ SAMEJ BECZKI
Jednym z wielu aspektów tamtego systemu, które danym mi było poznać, jest propaganda. Tak, zgoda, ówczesna była w swym antyimperializmie bardzo brutalna. Czym się różni od niej dzisiejsza, antykomunistyczna ? Tylko finezją, bo przyznać trzeba, że jest bardziej wyrafinowana i silniej oddziałuje na uczucia. Tak, na uczucia, bo propaganda nie jest, z natury rzeczy, zorientowana na intelekt. Dlatego tak wielu ludzi jej ulega.
Ostatnio złapano dwóch rosyjskich szpiegów. Że są szpiegami, twierdzi polski kontrwywiad, bo żaden niezawisły sąd wyroku jeszcze nie wydał. Bardzo brzydkie działania musieli prowadzić ci dwaj panowie, poza tymi, którymi zajmowali się oficjalnie. Tu naszły mnie jednak pewne wątpliwości. Bo czy kurwa zwana markietanką, dająca dupy żołnierzom z pobudek patriotycznych, lecz pobierająca za to także wynagrodzenie, przestaję być kurwą ze względu na nację tych, których obdarza wdziękami? Pomyślałem sobie o takiej damie wspomniawszy postać Ryszarda Kuklińskiego, który jako pułkownik Ludowego Wojska Polskiego, funkcjonujący w Sztabie Generalnym i mający przez to dostęp do tajemnic najwyższego rzędu, dał się zwerbować amerykańskiemu wywiadowi i pobierał za to wynagrodzenie. Tych dwóch szpiegów rosyjskich czeka sądowa rozprawa i surowy wyrok, natomiast nazwiskiem Kuklińskiego ochrzczono w kilku polskich miastach place i ulice, a bezkrytyczni tzw. polscy patrioci, zgodnie z wytycznymi oficjalnej propagandy, mają go za narodowego bohatera.
Inspirowany podnietą, którą wzbudziła we mnie ta postać, wspomniałem bojowe dokonania Amerykanów wspieranych bohatersko przez polskich żołnierzy, wykuwających braterstwo broni w walce z islamskimi fanatykami w Afganistanie. Amerykę dzielą od tego kraju tysiące mil, podobnie jak Polskę, lecz pokonano tę odległość by walczyć z dżihadystami, którzy coraz bardziej zagrażają światowemu pokojowi i bezpieczeństwu. I to jest piękne ! Natomiast ze wszech miar godne było potępienia energiczne zwalczanie ich przez Armię Radziecką mimo, że Afganistan zajmował kawał południowego podbrzusza ZSRR, a dżihadyści, ochoczo wspierani wówczas przez Amerykanów, byli realnym zagrożeniem dla tego państwa. Do dzisiaj polski patriota spod znaku Boga i Ojczyzny, z przekonaniem potępia radziecką inwazję na Afganistan, sławiąc zarazem czyniących to samo Amerykanów z polską pomocą.
[caption id="attachment_1507" align="aligncenter" width="640"] Amerykanie ? Nie, to polskie wojsko w Afganistanie w nowoczesnym patriotycznym umundurowaniu[/caption]
Albo z innej beczki. W czerwcu 1955 roku zdałem maturę i zostałem wytypowany na studia w Moskwie. Celowo oblałem wszystkie egzaminy, bo byłem po uszy zakochany pierwszą młodzieńczą miłością i nie wyobrażałem sobie rozstania nawet w tak szlachetnym celu. W tym samym trybie dostała się na radziecką uczelnię koleżanka z równoległej klasy – Lena K. Gdy po roku pobytu u naszego wschodniego sąsiada przyjechała do Warszawy na pierwsze wakacje, mocno zaciągała z rosyjska i używała ponad miarę wielu rusycyzmów. Był to akurat czas zbliżającego się październikowego przełomu i w koleżeńskich kręgach zgodnie potępialiśmy ją za tak przejawianą uległość. A dzisiaj ?
W jednym z tygodników czytam wywiad z polskim dramaturgiem, tłumaczem , założycielem Obserwatorium Językowego Uniwersytetu Warszawskiego: „Adultyzm”, „balkoning”, „chorizo”, „dipówka”, „gentryfikacja”, „nicel”, „nicobryta”, „rep”, „seksting”. Co to za słowa ? – pyta dziennikarz. To nowe słowa języka polskiego. Tak brzmi polszczyzna XXI wieku – pada odpowiedź polskiego filologa.1) Ani słowa zdziwienia, że o potępieniu nie wspomnę. Bo przecież bełkotanie po amerykańsku to dzisiaj przejaw intelektualności bełkoczącego. O psiej uległości wobec amerykańskich wzorców kultury szkoda nawet gadać.
I jeszcze jedna beczka. Czytam suchy zapis jednego z setek, a może tysięcy patriotycznych dokonań tzw. żołnierzy wyklętych: WRÓBEL Jerzy ur. 23.06.1926 r., b. żołnierz AL, komendant Posterunku MO w Kazanowie pow. Zwoleń. Zatrzymany w lesie koło wsi Struga między Ciepielowem a Kazanowem podczas drogi powrotnej z odwiedzin u rodziny razem z żoną Jadwigą przez bojówkę WiN 16.05.1946 r. Najpierw dotkliwie go pobito i zmuszono do zjedzenia legitymacji służbowej. Następnie przywiązano go do drzewa, żeby oglądał, jak bojówkarze znęcają się nad jego żoną będącą w zaawansowanej ciąży. Na jego oczach ją zgwałcili, po czym połamali jej ręce i nogi, a w końcu ostrym narzędziem rozcięli brzuch, żeby oglądać jak wygląda niedonoszony płód. Kiedy nie dawała już oznak życia, w podobny sposób torturowano jego i zamordowano. 2) Sprawców nie ujęto, nie próbowali ich także ustalić po 1989 r. zwolennicy rozliczeń z przeszłością. Natomiast setki przypadków okrucieństwa funkcjonariuszy UB i SB publikują z inspiracji IPN dzisiejsze media. I co, znów dwie miary ? Ta służąca ocenie bandytów z powojennego podziemia, to probierz patriotyzmu, ja natomiast, były funkcjonariusz SB, choć, jak tysiącom mi podobnych, najbardziej pracowity stróż narodowej pamięci z IPN nie wykaże najmniejszego naruszenia prawa, to zbrodniarze. I godzi się z taką oceną tzw. demokratyczna władza III RP, karze drastycznym obniżeniem emerytur i skazuje na kompletną marginalizację w życiu publicznym.
Czytając o wygłupach niektórych przedstawicieli kręgów patriotycznych, zastanawiam się czy cierpię jeszcze na tę narodową przypadłość. Bo wielbicielem Polski w wydaniu III RP nie jestem. Nie oddałbym za nią życia. A jeśli nawet naszłyby mnie pewne wątpliwości w tym przedmiocie, to w razie putinowskiej inwazji, możliwością której straszą nieustannie kręgi rządowe osobiście lub za pomocą ochoczo wzniecających wojenną histerię dziennikarzy, to niechaj w pierwszej linii poświęcających najwyższe ludzkie dobro staną ci, którzy dzięki demokratycznym przemianom w Polsce, zyskali miliardowe korzyści. Mają czego bronić. Ja z odsłoniętą piersią pójdę na wroga, gdy zobaczę, że swe życie w tej samej sprawie oddał Jan Kulczyk albo Zygmunt Solorz – Żak. Nie wypomnę im nawet tego, że dla finansowej korzyści nie płacili w Polsce podatków, zasilając swymi pieniędzmi jakieś mniej czy bardziej egzotyczne „raje podatkowe”. Wraz z nimi słodko mi będzie umierać za Ojczyznę.
________
1) „Epicko ogarniam swój radar”, WYSOKIE OBCASY nr 40(799), 11 października 2014.
2) „Żołnierze Armii Ludowej polegli i zamordowani przez podziemie zbrojne po wyzwoleniu kraju”, Warszawa 1997; wyd. Rada Krajowa Żołnierzy AL przy Zarządzie Głównym Związku Kombatantów RP i b. Więźniów Politycznych.
środa, 24 września 2014
INKWIZYTORZY III RP.
Pożar w burdelu przypomina niewinną zabawę przedszkolaków, gdy porównać go z wydarzeniami wzbudzanymi przez Instytut Pamięci Narodowej oraz prawicowe media, w uporczywej walce z obaloną przed ćwierćwieczem „komuną”. Wzniecana przez te instytucje pożoga tym się charakteryzuje, że jeśli w jednym miejscu wygaśnie, dobrze opłacani strażnicy ognia natychmiast wzniecają następną. I tak da capo al fine lub, jak kto woli, ad mortem usrandum. Ostatnio łuczywem służącym rozpałce stał się Witold Kieżun – profesor nauk ekonomicznych, teoretyk organizacji i zarządzania, żołnierz Armii Krajowej i uczestnik Powstania Warszawskiego, więzień sowieckich łagrów, aktualnie pracownik naukowy Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Ufff ! Ma co płonąć.
10 maja br. prof. Kieżun zaszczycony został tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego. W wygłoszonej laudacji profesor Bogusław Nierenberg powiedział, że tacy jak on mają pełne prawo, by wytykać nam błędy. I to ostatecznie wściekło znanego z rozliczeń „komuny” publicystę, Sławomira Cenckiewicza, który do spółki z innym rozliczaczem PRL - Piotrem Woyciechowskim, przyłożył Kieżunowi w tygodniku DO RZECZY*) tak, że chłop może się nie podnieść. W lutym skończył 92 lata, to i członki zapewne zesłabły od wcześniejszego dźwigania się z potknięć i upadków. Teraz, za sprawą Cenckiewicza i Woyciechowskiego wyszło na jaw, że prof. Kieżun był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL.
W każdym piśmie, bez względu na jego ideową orientację, ma prawo publikacji nawet zdeklarowany dureń, a przypadki takie miałem okazję obserwować pracując w SB, gdy w kręgu mych służbowych zainteresowań znajdowały się media. Ponieważ z nastaniem III RP w wielu dziedzinach życia w Polsce dało się obserwować znaczny postęp, toteż liczebność tak osobliwie uzdolnionych dziennikarzy również znacznie wzrosła. Oto pierwszy z brzegu przykład - tygodnik DO RZECZY. Na jego łamach znajduję publikacje nie tylko osławionego ściganiem osobowych źródeł informacji służb specjalnych PRL Bronisława Wildsteina, lecz także wspomnianych - Cenckiewicza i Woyciechowskiego. Zasługi Wildsteina są powszechnie znane, kilka zatem słów o dwóch pozostałych luminarzach antypeerelizmu.
Sławomir Cenckiewicz jest historykiem, w której to dziedzinie ma doktorat z habilitacją włącznie. Ponieważ wykształcenie nie czyni człowieka inteligentnym, toteż podjął on przed laty pracę w Instytucie Pamięci Narodowej. Nie popracował długo, gdy rypła się sprawa jego dziadka po mieczu, który nie dość, że działał przed wojną w młodzieżówce KPP, to po wojnie stał się funkcjonariuszem gdańskiego UB, a później tamtejszej SB. Wprawdzie ojciec Cenckiewicza jeszcze w jego dzieciństwie odszedł był do innej kobiety, ustały więc wszelkie kontakty także z dziadkiem, jednak decydenci przybytku narodowej pamięci uznali, że w genach wnuka, drogą dziedziczenia, odezwać się mogą ubowskie cechy antenata, toteż dla pewności pozbyto się go z tej ideologicznie przeczystej i myślowo dziewiczej instytucji. I tak oto Cenckiewicz z funkcjonariusza urzędu dysponującego instrumentarium ogłupiania społeczeństwa, jako patriotycznie zorientowany dziennikarz stał się jednym z narzędzi tego procederu.
Nie udało mi się uzyskać dokładniejszych informacji o Piotrze Woyciechowskim, bo nawet WIKIPEDIA nie chciała poświecić mu kilku zdań. Dowiedziałem się tylko, że w czasach ministerialnych triumfów Antoniego Macierewicza był jego bliskim, zasłużonym w procesie likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych współpracownikiem, co stało się zapewne dobrą rekomendacją otwierającą łamy DO RZECZY.
Wróćmy wszakże do przypadku prof. Witolda Kieżuna. Zamieszczenie w tygodniku DO RZECZY informacji o jego współpracy z SB w nieznacznym tylko stopniu obciąża kierownictwo pisma. Bo skoro zdarzać się może publikowanie materiałów pisanych przez durni, to dlaczego jeden czy drugi przedstawiciel tego gatunku nie miałby zasiadać w redakcji. Nie bez powodu w czasach braku na rynku papieru toaletowego, gazety wypełniały tę lukę. Źródło całej sprawy bije więc znacznie wyżej.
EWOLUCJA POLAKA WG PROJEKTU IPN
Są instytucje czerpiące natchnienie do działania z wdeptywania swych poprzedników i adwersarzy w błoto. Dla pobożnych władz III RP prawzorem w tym zakresie była zapewne Święta Inkwizycja – policyjny organ katolickiego Kościoła, której działalność rozkwita w końcu XII wieku, gdy papież Lucjusz III nakazał energiczne zwalczanie wszelkiej herezji. Od zwycięstwa „Solidarności” w 1989 r., a także wbrew pierwotnym jej intencjom, heretykami są dzisiaj ludzie w jakikolwiek sposób związani z instytucjami PRL, którzy nie wyrzekli się demonstracyjnie dawnych przekonań i sentymentów. Toteż naśladując pierwowzór, władze III RP w styczniu 1999 roku powołały do życia Instytut Pamięci Narodowej, którego głównym zadaniem jest zwalczanie niezgodnej z oficjalną doktryną herezji, a zwłaszcza wszelkiej komunistyczności. Ponieważ cechy tej nikt przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie zdefiniować, zezwolono by każdy okazjonalny bądź z głębokiego przekonania antykomunista, treść tego pojęcia na swój i cudzy użytek ustalał sam. Wolna wola nawet durniom przysługuje, jeśli dyktowane nią uczynki mieszczą się w granicach prawa albo choćby zdrowego rozsądku. Jak to jednak jest, Szanowna Władzo Polska, że lada dureń może pójść do IPN, wygrzebać na temat Iksińskiego jakieś materiały i opublikować je z podłym komentarzem, bo mu ten osobnik podpadł albo się nie podoba ? Czy tak pojmowana wolność nie jest bezczelną samowolą mogącą w dotkliwy nawet sposób naruszać cudze dobra ?
W 1982 r. zostałem służbowo przeniesiony z Warszawy do Olsztyna. Powodowany nawykami z poprzednich lat, a także potrzebą kontaktu z ludźmi, nawiązywałem liczne znajomości, starałem się rozpoznawać rozmaite problemy, o których dowiadywałem się na przykład w toku analizy spraw operacyjnych prowadzonych przez podwładnych albo z miejscowych mediów. Były to lata 80. ubiegłego wieku i choć olsztyńska „Solidarność” w porównaniu z warszawską lub trójmiejską, była jak pijane dziecko we mgle, starałem się poznawać opinie ludzi o istniejących i nabrzmiewających wówczas problemach. Po powrocie do swego gabinetu robiłem z prowadzonych rozmów notatki, z których wiele było przydatnych do sporządzania informacji o sytuacji w województwie. Z upływem czasu stosy papierów zapełniały pancerną szafę stojącą w rogu mego gabinetu.
Gdy zapadła decyzja o rozwiązaniu Służby Bezpieczeństwa, wykonałem dwie ważne czynności. Najpierw napisałem i wysłałem do ministra Kiszczaka raport z prośbą o zwolnienie mnie ze służby, nie wyobrażałem sobie bowiem pracy w podobnej instytucji powstałej w tzw. nowej Polsce. A później wszystkie znajdujące się w mej szafie materiały operacyjne osobiście spaliłem w kotłowni usytuowanej w piwnicy gmachu komendy. Tak, spaliłem, bo wyraźnie już wtedy zapowiadało się, że prąca do władzy nowa kadra przez długi czas czerpać będzie tytuł i motywację do jej sprawowania, z deptania i szmacenia ludzi poprzedniego systemu. Przyznam, że w wielu przypadkach nie doceniłem nowych inkwizytorów. Kto normalny może jednak przewidzieć wszelkie konsekwencje ludzkiego skretynienia ?
Granice elementarnej przyzwoitości przekracza sporządzona przez Cenckiewicza i Woyciechowskiego informacja na temat współpracy prof. Witolda Kieżuna ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Czy jednak ci dwaj publicyści in spe wiedzą na czym polega przyzwoitość w uprawianej przez nich dziedzinie ?
__________
*) DO RZECZY nr 39(087), 22-26 września 2014; Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski, TAJEMNICA AGENTA "TAMIZY"
Postscriptum
Gorąco polecam Państwu lekturę wywiadu udzielonego w r. 2011 przez prof.Kieżuna "Tygodnikowi Solidarność", zatytułowanego "Polska neokolonią". Tekst można znaleźć pod adresem: http://tysol.salon24.pl/286593,polska-neo-kolonia
niedziela, 14 września 2014
MIERNY ROZMIAR WIELKOŚCI
Motto: Widząc w wodzie robaka rybka jedna mała,
Że go połknąć nie mogła, wielce żałowała.
Nadszedł szczupak, robak się przed nim nie osiedział,
Połknął go, a z nim haczyk, o którym nie wiedział.
Gdy rybak na brzeg ciągnął zdobycz okazałą,
Rzekła rybka: "Dobrze to czasem być i małą"
Ignacy Krasicki
Słowo, które jak wytrych otwiera wszystkie zamki III RP to „wolność”. Oficjalny pogląd jest taki, że za PRL jej nie było, teraz natomiast każdy ma jej tyle, ile chce. Za darmo ! Rozpowszechnianiem tego daru wśród społeczności polskich miast i wsi zajmują się elektroniczne i papierowe media, o treści natomiast decydują wyspecjalizowane instytucje od propagandy, z IPN na czele. W reklamie tej, jak w każdej innej, niekoniecznie tkwi kłamstwo. Nie ulega natomiast wątpliwości, ze zawiera ona jednostronny obraz produktu.
Wbrew prostackim poglądom, że wolność jest możnością czynienia tego, na co się ma ochotę, jest to pojęcie niezwykle złożone. Nieprawdą jest na przykład, że w PRL wolności nie było, bo oznaczałoby to uznawanie niezmienności rzeczywistości państwa na przestrzeni 45 lat jego trwania, co oczywiście jest bzdurą. By nie marnować czasu na udowadnianie truizmów wspomnę tylko, ze nie da się porównać zakresu wolności jednostki w Polsce w okresie panującego w niej stalinizmu ( od końca 1949 r. do, z grubsza rzecz biorąc, połowy lat 50) z tym, czego zaznawała np. w latach 70. ub. stulecia. Nie wspominam o tym wszakże po to, by wykazać wyższość garbatego nad kulawym lub odwrotnie, lecz dla zasygnalizowania złożoności zjawisk społecznych. Znakomicie służy temu pojęcie wolności, gdy zacząć rozbierać je na czynniki pierwsze.
Zacznijmy od rozróżnienia sfery wolności myśli i uczynków. Nawet jeśli pełnię władzy w Polsce przejmie Jarosław Kaczyński, a ideologicznego wsparcia w postaci totalitarnej. katolickiej ideologii udzieli mu ojciec Tadeusz Rydzyk, obaj ci nieżonaci mężowie mogą zniewolić tylko moje czyny (też nie wszystkie), w żadnym natomiast stopniu, bez mej zgody, nie są w stanie zapanować nad mymi myślami. To początek złożoności pojęcia wolności, pojmowanej jako syndrom praw człowieka.
Podniet do interesujących refleksji dostarczają meandry obowiązujących w państwie doktryn. W ideologii PRL podstawę stanowiła marksistowska teza o przodującej roli klasy robotniczej. Gdańscy stoczniowcy, będący jednym z jej oddziałów, mieli zapewne mętne pojęcie o marksizmie, lecz o tym, że mają przodować wiedzieli dobrze. Był to zapewne jeden z głównych, choć może nie do końca uświadomionych, bodźców do wzbudzania strajków i protestów. Miały one sprawić poprawę losu przodującej grupy społecznej i całego społeczeństwa, także poprzez urzeczywistnienie hasła „socjalizm tak, wypaczenia nie !” I co robotnicza klasa zyskała ? Przede wszystkim to, że przestała istnieć jako klasa. Położenie ekonomiczne pracujących w rozmaitych zakładach produkcyjnych stosunkowo niewielkich grup robotników jest marne, nie mają swej reprezentacji, bo polski kapitalista nie pozwala na tworzenie związków zawodowych, a znaczne w kraju bezrobocie odbiera ludziom odwagę, by upomnieć się o swe prawa, w istniejącej sytuacji grozi to bowiem wyrzuceniem na bruk.
Jest wiele rozważań o odzyskanej wolności, o demokratycznych prawach i swobodach, cicho jednak o gigantycznym oszustwie bezimiennych jak dotąd sił społecznych, które robotnicze protesty przekształciły w coś w rodzaju rewolucji burżuazyjnej, władzę i wszelkie korzyści zapewniając błyskawicznie uformowanej klasie drobnych i średnich kapitalistów. Jako sprawców tego oszustwa wymienia się świadome jego narzędzie,którym był Balcerowicz i bezwolne, pozbawione świadomości istoty swych działań w osobie Wałęsy, lecz przecież dwóch ludzi nie obaliło systemu społeczno-ekonomicznego. Czy pojawi się ktoś, kto spróbuje ukazać mechanizm tej wielkiej społecznej przemiany ze wskazaniem tworzących go ludzi ? Ciekawe ! Odwaga w tym zakresie ma jak dotąd cenę najdroższego kruszcu.
Inne, bardzo istotne dwa aspekty pojmowania wolności, to wolność „do czegoś” i „od czegoś”. Wiele ostatnio mówi się i pisze o „klauzuli sumienia”. Generalnie stanowi ona wyraz przekonania o wyższości prawa bożego nad stanowionym przez człowieka i można ją nie tylko głosić, lecz także odmówić dokonania czynności z nią sprzecznych, nawet jeśli zezwala na nie prawo stanowione. Najbardziej jaskrawym przykładem pojawiających się w tym zakresie komplikacji jest sprawa aborcji. Jeśli polska kobieta ma do niej prawo na podstawie przepisów ustawy z 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, lansowany jest pogląd, że pobożny ginekolog, posługując się wspomnianą klauzulą, może odmówić dokonania zabiegu, czego dopuścił się, na przykład, prof. Bogdan Chazan i wątpię, by spotkały go w związku z tym prawne konsekwencje. Mamy tu do czynienia z niedającym się rozwikłać splotem „wolności do…” oraz „wolności od”. Poszkodowana kobieta, która urodziła niezdolne do życia dziecko miała prawo do zabiegu usunięcia fatalnej ciąży i to był obszar jej „wolności do”, jednak ginekolog uznał, że mimo niepozwalającego mu na to przepisu prawa, ma „wolność od” nałożonego prawem obowiązku i może aborcji odmówić. Kobieta znalazła się zatem w obszarze braku „wolności od” bezprawnej decyzji ginekologa, który uznał, że dysponuje „wolnością do” odmowy dokonania zabiegu. Kwadratura koła !
ABORCJA NA ŚWIECIE
- barwą niebieską oznaczono kraje, w których aborcji dokonuje się na życzenie kobiety;
- barwą żółtą, która w Europie wyróżnia tylko Polskę, oznaczono kraje, gdzie aborcja dozwolona jest w przypadku zagrożenia życia, zdrowia fizycznego lub psychicznego matki, wad płodu albo gwałtu;
- w krajach oznaczonych barwą zieloną aborcja jest legalna w przypadku zagrożenia życia, zdrowia fizycznego lub psychicznego matki, gwałtu, wad płodu lub trudności socjoekonomicznych;
- barwą pomarańczową oznaczono kraje, w których aborcja jest dopuszczalna w przypadku zagrożenia życia, zdrowia fizycznego lub psychicznego matki, nie można natomiast jej dokonać, gdy ciąża jest skutkiem gwałtu.
Jedną z najważniejszych powinności człowieka wobec samego siebie jest podejmowanie starań, by rozumieć otaczającą go rzeczywistość. Jest to podstawowy warunek odnalezienia w niej swego miejsca oraz, idąc krok dalej, skuteczności prób twórczej jej zmiany. Dzisiejsza polska władza państwowa, dysponuje niezwykle rozbudowanym aparatem propagandy. Porównać go się da z podobnym instrumentarium funkcjonującym u nas w czasach stalinizmu z tą wszakże różnicą, że tamtejsze było dość brutalne w stosowanych metodach oraz środkach i przez to przyprawiające wielu o niestrawność wobec potrawy przed jej spożyciem. Dzisiejsze natomiast jest bardzo finezyjne, bezbolesne w działaniu i często niedające się identyfikować jako służące redukcji krytycyzmu w myśleniu. A przez to skuteczniejsze !
Tłem i przyczyną komplikacji obecnej sytuacji Polski jest konflikt na Ukrainie. Coraz bardziej realnym staje się rozszerzenie go. Bez naszego w tym udziału ? Nie raz w historii gmatwaliśmy sobie rzeczywistość, ponosząc z tego tytułu ogromne straty na własne życzenie. Choćby z uwagi na niedawne świętowanie, wart wspomnienia jest przypadek Powstania Warszawskiego. Jego absurdalność i tragiczny bilans były zapewne wynikiem drastycznego braku spójności pomiędzy celami formułowanymi przez sprawców jego wybuchu, a wyobrażeniami o nich wśród uczestników i mieszkańców udręczonej stolicy. Głównym czynnikiem sprawczym tej dysproporcji był zapewne brak rzetelnej informacji o tych celach, który da się usprawiedliwić warunkami zniewolenia, lecz obłędnej tromtadrackości pomysłu racjonalnie wytłumaczyć się nie da.
W niektórych przynajmniej aspektach przebieg tamtego zdarzenia przypomina dzisiejsza sytuacja Polski. Jednym z najważniejszych warunków porozumienia w sprawie zjednoczenia Niemiec było zapewnienie Związku Radzieckiego, że nie będzie prób przesuwania sfery wpływów Zachodu w kierunku zachodniej jego granicy. Odnosiło się to głównie do struktur wojskowych, do jakich oczywiście należy NATO. W międzyczasie wpływowi nasi politycy uznali, że głównym warunkiem mocarstwowości Polski jest zharmonizowanie jej polityki zagranicznej ze strategicznymi interesami USA, te natomiast, zwłaszcza w Europie wschodniej, sprzeczne są z wyobrażeniami Rosjan o ich bezpieczeństwie. Czołowi polscy politycy nie wyjaśniali wszakże społeczeństwu motywów swych poczynań, licząc na polską rusofobię i bazując na mitologii wyjątkowego położenia Polski, które ma sprawiać stałe zagrożone jej bezpieczeństwa. Te dwie przesłanki sprawiają, że w mediach jęli coraz częściej pojawiać się czynni i w stanie spoczynku generałowie, liczący na znaczący wzrost swej roli i znaczenia. Tymczasem od czasów dobrego wojaka Szwejka wiadomo jak ogłupiający wpływ na ludzi ma ta szarża.
W polskich patriotycznych kręgach chęć bicia się za "wolność waszą i naszą" wzmocniła zapewne wypowiedź mera Kijowa, popularnego ukraińskiego boksera Witalija Kliczki, który zaapelował do niemieckiego rządu o przyspieszenie i rozszerzenie asortymentu dostaw wojskowego sprzętu dla jego kraju. W motywowaniu Niemców posłużył się, jak na boksera przystało, potężnym ciosem twierdząc: Europa musi wreszcie zrozumieć, że stawką od dawna nie jest tylko Ukraina. Ukraińscy żołnierze bronią nie tylko Ukrainy, lecz całej Europy, bronią europejskich wartości. Ponieważ dzisiejsza Ukraina ma z europejskimi wartościami tyle samo wspólnego, co czarna Zośka spod latarni z cnotą, jestem pewien, że Niemcy odniosą się do tego apelu z rozsądnym dystansem. Wielu Polaków uzna natomiast, że militarne wsparcie jest oczywistym moralnym obowiązkiem świata zachodniego wobec kołaczącego do jego bram nowego chętnego lokatora. Motywuje ich do tego, jak zwykle z kompletnym poczuciem braku odpowiedzialności, Bronisław Wildstein, twierdząc, że (…) dziś to Ukraina walczy za nas, a więc powinniśmy zrobić wszystko, aby jej w tej walce pomóc. (…) Trzeba dostarczać jej niezbędnej broni, szkolić żołnierzy, również na jej terenie, a także wysyłać doradców i ekspertów. A wszystko to dlatego, że (…) mamy wyjątkową okazję do definitywnego powstrzymania imperialnych aspiracji Moskwy.1)
W ten oto sposób prawo i wręcz powinność jednostki, by rozumieć otaczającą ją rzeczywistość, zostały naruszone przez niedopełnienie przez polityczną władzę w Polsce obowiązku pełnego i zobiektywizowanego informowania społeczeństwa o sytuacji w kraju, a zwłaszcza międzynarodowych jej uwarunkowaniach. Nieodpowiedzialne poczynania polityków, znaczny wzrost medialnej aktywności generalicji oraz wsparcie udzielane wszelkim szabelkowym popisom wobec Rosji przez publicystów formatu Wildsteina, czynią bezpieczeństwo Polski i Polaków przedmiotem wielkiego ryzyka.
_____
1) Bronisław Wildstein, „Nasza wojna na Ukrainie”, DO RZECZY, nr 36. 1-7 września 2014
piątek, 29 sierpnia 2014
POLSKA DEMOKRACJA OBDARZAJĄCA UKRAINĘ
Znajdujemy wiele obszarów, na których uprawiana jest polityka wyspecjalizowana w konkretnej dziedzinie. Do najważniejszych należą zapewne: stosunki z innymi państwami oraz ich organizacjami, sprawy gospodarcze, wewnętrzne, obronność itd. Od niedawna dziedziną dla niektórych państw niezwykle ważną, stała się historia. Nie, nie z racji chęci badania przeszłości i ustalania historycznej prawdy. Polityka historyczna to metodologia poszukiwania i znajdowania w przeszłości argumentów na rzecz prawa dominacji jakiegoś politycznego bytu nad innymi. Z jej pomocą wymyślono na przykład tzw. żołnierzy wyklętych, nierzadko bezwzględnych bandytów, mianowanych mimo to bohaterskimi patriotami walczącymi o wolną ich zdaniem Polskę. Przykładów tej polityki jest bardzo wiele, często jednak nie traktujemy ich jako historycznych osobliwości, ponieważ spece od propagandy potrafili nadać im charakter zdarzeń oczywistych, będących konsekwencją historycznych przemian. Kto dzisiaj zauważa, że często mówi się o II RP, później była wojna, a po wojnie jest już tylko III RP. Niemal półwiecze historii Polski znika więc w ciemnych czeluściach niebytu. Chyba że trzeba przywołać jakiś karykaturalny przejaw funkcjonowania państwa, wtedy przywracana jest pamięć o PRL. I tylko wtedy.
Donald Tusk jest trzynastym szefem rządu w III RP. Jest wiele pogłosek o jego awansie do władz Unii Europejskiej, czego jemu i Polsce szczerze życzę, bo być może owa feralna liczba, oznaczająca kolejność jego premierowania w kraju, straci swój zły wpływ, gdy obejmie stanowisko za granicą, a jego następca miast zabawiać Polaków pobrzękiwaniem szabelką, bardziej przyłoży się do spraw krajowych.
Sfera polityki jest niezwykle dynamiczna, pełna nieustannych zmian rzeczywistości, a także kryteriów ich oceny. W obszarze spraw zagranicznych czynnikiem dzisiaj dominującym jest problem Ukrainy i stosunków z Rosją, wobec którego rząd PO/PSL przyjął niezwykle głupawą, a wręcz szkodliwą taktykę. Jednak problem ten w tak ostrym wymiarze występuje dopiero od listopada 2013 r. i jeśli stosunek doń przyjąć jako kryterium oceny polskiego rządu, trzeba by zastanowić się czy na przykład rządy Olszewskiego, Buzka, że o Kaczyńskim nie wspomnę, nie postępowałyby podobnie albo jeszcze fatalniej. Taka interpretacja prowadzi wszakże do bezpłodnych rozważań typu „co by było, gdyby było”, nie ma zatem sensu nawet ich podejmować.
Dowiaduję się z mediów, że władze Polski zdecydowały przekazać Ukrainie w tym roku wsparcie w wysokości 20 mln złotych. Kwota niewielka, lecz oznacza wykonanie pierwszego kroku. Oficjalnie ! Bo ile ich wykonano cichaczem, trudno ustalić. Ukraińskie władze zwróciły się też do polskich przyjaciół w rządzie o sprzedaż broni. Suwerenna Polska nie odpowiedziała jeszcze na ten apel, czeka bowiem na szczyt NATO, na którym albo pozwolą nam na tę transakcję, albo nie. Pomińmy kwestię naszej suwerenności, o której tyle się mówiło, gdy należeliśmy do RWPG i Układu Warszawskiego, z jakiej jednak racji planujemy wydatkować znaczne środki na polityczne fantazje władz Ukrainy, które zapragnęły wprowadzić swój kraj do świata zachodniego ? Nie mamy na co wydać u siebie 20 milionów PLN ? Będziemy sprzedawać broń Ukrainie nie bacząc na to, że jeszcze bardziej zaostrzy to nasze stosunki z Rosją, a jaki jest w tym interes Polski? Rozumiem pomoc humanitarną dla poszkodowanej wydarzeniami ludności, co nam jednak do wojenki wywołanej kretyńskimi ambicjami władz państwa, które postanowiły wyciąć polityczny i militarny numer swemu wielkiemu sąsiadowi ?
Niezauważalny, niestety, problem stanowią tytuły pism będących obcą własnością, które ukazują się na polskim rynku prasowym. Osobliwym przykładem jest NEWSWEEK, kierowany przez Tomasza Lisa. Jest to polska edycja amerykańskiego tygodnika społeczno-politycznego o tym samym tytule, którego wydawcą na amerykańskiej licencji udzielonej przez NEWSWEEK INCORPORATION jest AXEL SPRINGER POLSKA. W jednym z czerwcowych numerów Tomasz Lis - naczelny redaktor tygodnika - w swym felietonie nazwał prezydenta Putina pariasem międzynarodowej polityki, który tytanem może być tylko na Kremlu. W ostatnim, sierpniowym numerze poszedł sporo dalej i nazwał go bandytą. Czyją politykę i w czyim interesie realizuje Tomasz Lis ? Czy w polskim interesie leży chamskie wymyślanie prezydentowi sąsiadującego z nami mocarstwa ? A jeśli realizuje obcy interes, to z jakiej racji czyni to za pomocą pisma wydawanego w Polsce ? Podniosą zaraz głos wyznawcy religii wolnego słowa, lecz niechaj postarają się zrozumieć ten niuans, że wolno je głosić we własnym tylko imieniu i na własne ryzyko. Tymczasem naczelny NEWSWEEKA głosi je na łamach amerykańskiego tygodnika w polskim języku w sposób niezwykle zgodny z interesem amerykańskiej władzy, wikłającej się ponownie w iracką awanturę. Czyżby chęć odwrócenia od tego uwagi stanowiła istotę wolnościowych porywów red. Lisa ?
Niezwykle często i z wielkim przejęciem mówi się o totalnym panowaniu w Polsce demokracji. Trzeba jednak uzmysławiać jej konsumentom, że to, co ochoczo połykają w propagandowym sosie, nie jest ustrojem społeczno-politycznym, lecz formą sprawowania władzy, a właściwie tylko jej wybierania. Ustrój mamy kapitalistyczny, jak nie pytając o zgodę ludu Balcerowicz przykazał, a to, zgodnie z marksizmem oznacza, że najważniejsze decyzje podejmowane są w interesie klasy panującej, którą w Polsce tworzą więksi i mniejsi kapitaliści, że o tych z zagranicy nie wspomnę.
W starożytnych Atenach, które dostarczyły światu wzorca demokracji, miała ona charakter bezpośredni. Polegało to na tym, że najważniejsze dla miasta-państwa decyzje podejmowali pełnoprawni obywatele podczas ludowych zgromadzeń. Dzisiaj oczywiście demokracja bezpośrednia w pełnym jej wymiarze nie jest możliwa, toteż władzę sprawują demokratycznie wybrani przedstawiciele ludu. Są oni jednak tylko ludźmi, toteż nie jeden z nich ma skłonność do postępowania zgodnie z własną korzyścią. W trakcie przedwyborczych wieców zapewniają uczestników, że głównym dla nich drogowskazem będzie wola większości, lecz prawdą jest też, że nawet największa na świecie kurwa najpierw była niewinnym i cnotliwym dziewczęciem, i dopiero później, gdy zorientowała się, że wśród tysiąca dróg dostępnych człowiekowi, niektóre przed nią tylko się otwierają z bogactwem wymiernych korzyści, nie zawahała się na nie wkroczyć. Myślę sobie zatem, że w najważniejszych i mogących najboleśniej dotykać większość sprawach, wypadałoby demokratycznie wybranej władzy zapytać o zdanie wszystkich obywateli, na przykład w drodze referendum. Ukraina nigdy nie była i nie jest państwem demokratycznym, toteż nikt nie pytał jej obywateli czy chcą by ich kraj związał się z NATO i Zachodem, stanowiąc flankę na części zachodniej granicy Rosji z resztą Europy. Polska jednak za demokrację uchodzi, toteż należałoby zapytać Polaków czy chcą finansować i zbrojnie wspierać zapędy prozachodnio zdemokratyczniałej władzy południowo-wschodniego sąsiada.
niedziela, 24 sierpnia 2014
LIST WYBORCÓW DO POSŁANKI
Apostrofa wypowiedzi posłanki Gosiewskiej nie poruszy zapewne A.F. Rasmussena, bo swą funkcję kończy sprawować 30 września br., zajęty jest zatem przygotowaniami do jej przekazania, porusza jednak pewne kręgi potencjalnych wyborców.
Z racji swej ruchowej niesprawności często przesiaduję na ławce w pobliżu mego domu. W niedzielne popołudnie przysiadł się do mnie sąsiad z parteru.
- Mówili mi ludzie, że piszesz pan do różnych figur, to żem przyniósł list do posełki Gosiewskiej. Będziesz pan wiedział na jaki adres go wysłać – powiedział i z kieszeni marynarki wyjął starannie złożoną kartkę papieru.
- Ale tak bez koperty. Jak ja mam to wysłać ? – zapytałem.
- Dobra, masz pan na pewno jaką w domu, to zapakujesz pan w nią – odpowiedział z wyrazem politowania na twarzy.
Po chwili wstał i pomaszerował w kierunku pobliskiego parku, w którym nie raz widywałem go w dość licznym towarzystwie.
Gdy wróciłem do domu, rozpostarłem wręczoną mi kartkę. Oto co tam było:
Pani posełka Gosieska !
Siedzielim w parku i pilim gorzałkie, jak przyszedł Zdzicho. On jest intelegent to zawsze ma ze sobom gazete. Jak przyszedł do parku kiedy pilim gorzłkie to też miał gazete i nam przcczytał, że pani mówiła do tego, Rozmusena czy jak mu tam, że co kurwa jest panie Rozmusen ? Jak nam to Zdzicho przeczytał, to pomyślelim, że jest z pani równa dupa, co potrafi zrozumieć prostego człowieka i nie ważne co żeś pani do tego Rozmusena mówiła wiencej, tylko to mamy na uwadze, że potrafi pani powiedzieć zwyczajnie po ludzku, kiedy facet nie kuma o co chodzi i nawet kurwą pani rzuci, żeby skumał.
Pani Gosieska ! Zdzicho nam powiedział, że jakiś poseł sie nie zgodził żeby staruchom emerytom co maja po 75 lat i wiencej dawać lekarstwa za darmo. Niech im tam, my im źle nie życzym. Ale kiedy im nie dali tych lekarstw za darmo, to som z tego oszczędności i może pani nam załatwi jaką ulgie, bo pani to rozumie zwyczajnego człowieka. Bo najbardziej chorują to te porządne, co nie pijom gorzałki. A my, pani Gosieska, codziennie walniem po dwie albo trzy lufy na pysk i nie chorujem, to na nasz można oszczędzić. Dlatego prosim paniom, żeby pani sie za nami wstawiła w tym sejmie, żeby na każdego co nie pracuje przypadła kartka z jedną flaszką na pysk co tydzień. Bo jak człowiek sobie wypije to sen ma lepszy i w ogóle dobrze się czuje, to nie będzie chorował i państwo nie wyda piniędzy na jego choroby.
Pani Gosieska, wstaw się pani w naszej sprawie, to my się skrzykniem i w następnych wyborach na prezydęta polski bedziem za paniom głosować. I jak pani sie w tym naszym parku na Woli we Warszawie pokaże, to zaprosim paniom, wypijem po jednym albo po pare i pogadamy jak Polak z Polakiem. A co, kurwa, my też mamy cuś do powiedzenia i niech nas słuchajom bo jak nie, to niech nas w dupe pocałujom i nie będziem na takich głosować.
List dotyczy ważnej dla pewnych kręgów wyborców sprawy i choć nie darzę sympatią partii Jarosława Kaczyńskiego, to jednak nie wypada lekceważyć jej elektoratu. Także dlatego, że należy do niego mój sąsiad.
W liście dokonałem minimalnych poprawek w zakresie interpunkcji i w najmniejszym stopniu nie ingerowałem w oryginalny tekst. Publikuję go w Internecie, bo tą drogą też trafi do adresatki, a nadto szerszemu ogółowi ukaże problematykę sporej części elektoratu PiS.
[caption id="attachment_1409" align="aligncenter" width="800"] Posłanka Małgorzata Gosiewska przykurwiająca szefowi NATO[/caption]
czwartek, 21 sierpnia 2014
NASZA ARMIA JEST ZWYCIĘSKA...
Po jaka cholerę właziliśmy w problem ukraiński ? Bo graniczymy z obydwoma jego adwersarzami ? I co z tego ? Inne kraje też graniczą, lecz nie słychać by czynnie wdawały się w tę awanturę. No to co jest z tą Polską? Problem Polski w konflikcie rosyjsko-ukraińskim polega na tym, że ochoczo przyjęliśmy rolę psa pilnującego interesu Stanów Zjednoczonych we wschodniej Europie.
Nie wykluczam, że polskiemu rządowi, bądź przynajmniej najbardziej wpływowym jego ministrom, pokręcił się obecny kontekst geopolityczny z tym z lat 1918 – 1920 i nadzieja na terytorialne korzyści, jakie w tamtym czasie odniósł Piłsudski dla Polski. Gdzie jednak Krym, a gdzie Rzym, szanowni sternicy polskiej nawy państwowej ?
[caption id="attachment_1394" align="aligncenter" width="600"] Gen. Roman Polko - nie tylko lis pustyni, lecz polityki także[/caption]
Wpakowaliśmy się w konflikt rosyjsko-ukraiński wbrew oczywistym interesom polskiego państwa i znów przyjaciół mamy daleko, dalej niż w minionych czasach, bo aż za oceanem, wroga wyrychtowaliśmy sobie natomiast pod ręką. Wroga, który tę rękę może porządnie przetrącić Po co nam to ? Zachowujemy się jak głupawy mieszkaniec wielorodzinnego bloku, który usłyszał, że sąsiad bije żonę, wtrącił się więc i chwycił go za rękę. Efekt był tylko taki, że żona wystąpiła w obronie męża i sąsiadowi przyłożyła wałkiem. O to nam chodzi?
Od miesięcy nasi dostojnicy podsycają rusofobiczne nastawienia społeczeństwa. Wyjątkowo poręcznym instrumentem, służącym temu szczuciu, są dziennikarze. Łatwość posługiwania się nimi z tego też wynika, że spodlała dziennikarska profesja w III RP, jak nigdy wcześniej. Nawet podczas kilkuletniego panowania w Polsce stalinizmu, tylko wyjątki dałoby się porównać z dzisiejszymi pismakami ujadającymi antyrosyjsko. Kto z tych ujadaczy bierze pod uwagę interes Polski ?
Często i coraz częściej spotkać można zamieszczane w mediach teksty wojskowych generałów z różną ilością gwiazdek przy wężykach. Ci dowódcy wysokiego szczebla dają wyraz zaniepokojeniu sytuacją Polski, nierzadko przewidują najazd ze wschodu i nawołują do przygotowania się dla jego odparcia. Najczęściej wypisują panowie generałowie bzdury, jak na wojskowych przystało, lecz muszę przyznać, że w tym przypadku rozumiem ich doskonale. Już utargowali 32 mld. zł na budżet swego resortu i zapewne to nie koniec.
Minister obrony - Tomasz Siemoniak, 47 letni absolwent Wydziału Handlu Zagranicznego Szkoły Głównej Handlowej, pełnił dziesiątki różnych funkcji w samorządach terenowych, był wiceszefem rady nadzorczej PAP i zasiadał w zarządzie Polskiego Radia. Z problematyką wojskową zetknął się raz i na krótko, pełniąc w latach 1998-2000 funkcję dyrektora Biura Prasy i Informacji w Ministerstwie Obrony Narodowej. Gdy Donald Tusk objął w 2007 r. tekę premiera, mianował go wiceszefem MSWiA. Być może, zdaniem premiera, nabrał Siemoniak wojskowego sznytu pełniąc wicekierowniczą funkcję w na poły mundurowym resorcie, toteż w sierpniu 2011 r. , pod koniec pierwszej kadencji rządu PO oraz ludowej spółki, został powołany na szefa MON i ponownie nominowany na to stanowisko w drugiej. Dlaczego dość obszernie opisuję postać tego 47 letniego młodzieńca jakim się jest w tym wieku w świecie polityki ? Bo ma on w swym służbowym władaniu takich generałów, jak na przykład Roman Polko – człowiek doświadczony, inteligentny, znający smak chleba z wielu pieców, a przede wszystkim doskonale obeznany z wojskową służbą i jej potrzebami. Czym na jego tle jest pan minister ? Retoryczne pytanie.
Niedawno „Dziennik Gazeta Prawna” zamieścił wiadomość, że konflikt na Ukrainie przyspieszył zmiany w finansowaniu polskiego wojska. Rząd pracuje nad ustawą zwiększającą wydatki na obronę do średnio 2 proc. PKB rocznie. W praktyce oznacza to, że nasza armia będzie mogła wydać na przykład na uzbrojenie i szkolenie każdego roku 800 milionów złotych więcej niż dzisiaj. Ot i wiadomo w znacznej mierze (bo nie w pełni) komu i do czego służy histeria wzniecana przez rusofobiczną propagandę, po co rozgłasza się dziesiątki sensacyjnych wieści o wojskach rosyjskich gromadzących się w pobliżu naszych granic, komu potrzebne są groźby rosyjskiej inwazji, a nawet wywołania III wojny światowej.
W latach 80. minionego stulecia „Solidarność” głosiła, że jest niezwykłym przejawem dążenia ludu polskiego do pełnej suwerenności państwa, którego ten lud poczuł się suwerenem. Jaskrawym naruszeniem owej szczytnej zasady miało być stacjonowanie jednostek Armii Radzieckiej w Polsce. Ileż włosów z wypełnionych narodową godnością głów wyrwali sobie w tym temacie polscy patrioci ! A co teraz ? Minister Sikorski żebrze o stacjonowanie w Polsce co najmniej dwóch ciężkich brygad wojsk NATO, a bawiący się żołnierzykami min. Siemoniak łagodzi temat tego pętania się zapowiadając, że nie będzie to stała obecność wojskowa”, lecz „ciągła obecność rotacyjna na terenie Polski i krajów bałtyckich ćwiczeń z udziałem wojsk NATO i tym zagmatwanym sformułowaniem daje do zrozumienia, że ma innych za równie mądrych, jak on sam. Czy w kontekście wojennego larum granego dętymi instrumentami propagandy wypada zapytać o powody stosunkowo niskich nakładów na ochronę zdrowia, oświatę, naukę i szkolnictwo wyższe oraz kulturę i dziedzictwo narodowe ? Ależ skąd ! Pytanie co najmniej niepatriotyczne.
[caption id="attachment_1395" align="aligncenter" width="740"] Patti Smith - autorytet młodych Polaków[/caption]
W minioną niedzielę, w znajdującym się tuż koło mego domu Parku Sowińskiego w Warszawie, dawała koncert popularna wśród młodego pokolenia Polaków amerykańska piosenkarka rockowa, a przy okazji podobno pisarka, poetka i malarka - Patti Smith. Podczas występu wzbudziła gigantyczny aplauz, zwróciwszy się do ochroniarza, który dość głośno uciszał jakiegoś niesfornego słuchaczo-widza, słowami: zamknij mordę i wypierdalaj. Entuzjazm publiki w reakcji na to krótkie i jasne polecenie świadczył, że amerykańska rockmanka jest dla niej wielkim autorytetem. Toteż równie gorąco przyjęto jej polityczny zgoła pogląd: Wszystko zależy od nas, od was! Możemy wszystko zmienić! Te wojenne gierki, polityczne gierki to nie nasza zabawa !
Jeśli do ministrów Siemoniaka i Sikorskiego dotarła wiadomość o gorącej akceptacji przez młodych Polaków poglądu amerykańskiej artystki na „polityczne gierki”, mogą być spokojni i grać w nie, jak im się tylko podoba.