W "Do Rzeczy", od rzeczy.
Pożar w burdelu przypomina niewinną zabawę przedszkolaków, gdy porównać go z wydarzeniami wzbudzanymi przez Instytut Pamięci Narodowej oraz prawicowe media, w uporczywej walce z obaloną przed ćwierćwieczem „komuną”. Wzniecana przez te instytucje pożoga tym się charakteryzuje, że jeśli w jednym miejscu wygaśnie, dobrze opłacani strażnicy ognia natychmiast wzniecają następną. I tak da capo al fine lub, jak kto woli, ad mortem usrandum. Ostatnio łuczywem służącym rozpałce stał się Witold Kieżun – profesor nauk ekonomicznych, teoretyk organizacji i zarządzania, żołnierz Armii Krajowej i uczestnik Powstania Warszawskiego, więzień sowieckich łagrów, aktualnie pracownik naukowy Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Ufff ! Ma co płonąć.
10 maja br. prof. Kieżun zaszczycony został tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego. W wygłoszonej laudacji profesor Bogusław Nierenberg powiedział, że tacy jak on mają pełne prawo, by wytykać nam błędy. I to ostatecznie wściekło znanego z rozliczeń „komuny” publicystę, Sławomira Cenckiewicza, który do spółki z innym rozliczaczem PRL - Piotrem Woyciechowskim, przyłożył Kieżunowi w tygodniku DO RZECZY*) tak, że chłop może się nie podnieść. W lutym skończył 92 lata, to i członki zapewne zesłabły od wcześniejszego dźwigania się z potknięć i upadków. Teraz, za sprawą Cenckiewicza i Woyciechowskiego wyszło na jaw, że prof. Kieżun był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL.
W każdym piśmie, bez względu na jego ideową orientację, ma prawo publikacji nawet zdeklarowany dureń, a przypadki takie miałem okazję obserwować pracując w SB, gdy w kręgu mych służbowych zainteresowań znajdowały się media. Ponieważ z nastaniem III RP w wielu dziedzinach życia w Polsce dało się obserwować znaczny postęp, toteż liczebność tak osobliwie uzdolnionych dziennikarzy również znacznie wzrosła. Oto pierwszy z brzegu przykład - tygodnik DO RZECZY. Na jego łamach znajduję publikacje nie tylko osławionego ściganiem osobowych źródeł informacji służb specjalnych PRL Bronisława Wildsteina, lecz także wspomnianych - Cenckiewicza i Woyciechowskiego. Zasługi Wildsteina są powszechnie znane, kilka zatem słów o dwóch pozostałych luminarzach antypeerelizmu.
Sławomir Cenckiewicz jest historykiem, w której to dziedzinie ma doktorat z habilitacją włącznie. Ponieważ wykształcenie nie czyni człowieka inteligentnym, toteż podjął on przed laty pracę w Instytucie Pamięci Narodowej. Nie popracował długo, gdy rypła się sprawa jego dziadka po mieczu, który nie dość, że działał przed wojną w młodzieżówce KPP, to po wojnie stał się funkcjonariuszem gdańskiego UB, a później tamtejszej SB. Wprawdzie ojciec Cenckiewicza jeszcze w jego dzieciństwie odszedł był do innej kobiety, ustały więc wszelkie kontakty także z dziadkiem, jednak decydenci przybytku narodowej pamięci uznali, że w genach wnuka, drogą dziedziczenia, odezwać się mogą ubowskie cechy antenata, toteż dla pewności pozbyto się go z tej ideologicznie przeczystej i myślowo dziewiczej instytucji. I tak oto Cenckiewicz z funkcjonariusza urzędu dysponującego instrumentarium ogłupiania społeczeństwa, jako patriotycznie zorientowany dziennikarz stał się jednym z narzędzi tego procederu.
Nie udało mi się uzyskać dokładniejszych informacji o Piotrze Woyciechowskim, bo nawet WIKIPEDIA nie chciała poświecić mu kilku zdań. Dowiedziałem się tylko, że w czasach ministerialnych triumfów Antoniego Macierewicza był jego bliskim, zasłużonym w procesie likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych współpracownikiem, co stało się zapewne dobrą rekomendacją otwierającą łamy DO RZECZY.
Wróćmy wszakże do przypadku prof. Witolda Kieżuna. Zamieszczenie w tygodniku DO RZECZY informacji o jego współpracy z SB w nieznacznym tylko stopniu obciąża kierownictwo pisma. Bo skoro zdarzać się może publikowanie materiałów pisanych przez durni, to dlaczego jeden czy drugi przedstawiciel tego gatunku nie miałby zasiadać w redakcji. Nie bez powodu w czasach braku na rynku papieru toaletowego, gazety wypełniały tę lukę. Źródło całej sprawy bije więc znacznie wyżej.
EWOLUCJA POLAKA WG PROJEKTU IPN
Są instytucje czerpiące natchnienie do działania z wdeptywania swych poprzedników i adwersarzy w błoto. Dla pobożnych władz III RP prawzorem w tym zakresie była zapewne Święta Inkwizycja – policyjny organ katolickiego Kościoła, której działalność rozkwita w końcu XII wieku, gdy papież Lucjusz III nakazał energiczne zwalczanie wszelkiej herezji. Od zwycięstwa „Solidarności” w 1989 r., a także wbrew pierwotnym jej intencjom, heretykami są dzisiaj ludzie w jakikolwiek sposób związani z instytucjami PRL, którzy nie wyrzekli się demonstracyjnie dawnych przekonań i sentymentów. Toteż naśladując pierwowzór, władze III RP w styczniu 1999 roku powołały do życia Instytut Pamięci Narodowej, którego głównym zadaniem jest zwalczanie niezgodnej z oficjalną doktryną herezji, a zwłaszcza wszelkiej komunistyczności. Ponieważ cechy tej nikt przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie zdefiniować, zezwolono by każdy okazjonalny bądź z głębokiego przekonania antykomunista, treść tego pojęcia na swój i cudzy użytek ustalał sam. Wolna wola nawet durniom przysługuje, jeśli dyktowane nią uczynki mieszczą się w granicach prawa albo choćby zdrowego rozsądku. Jak to jednak jest, Szanowna Władzo Polska, że lada dureń może pójść do IPN, wygrzebać na temat Iksińskiego jakieś materiały i opublikować je z podłym komentarzem, bo mu ten osobnik podpadł albo się nie podoba ? Czy tak pojmowana wolność nie jest bezczelną samowolą mogącą w dotkliwy nawet sposób naruszać cudze dobra ?
W 1982 r. zostałem służbowo przeniesiony z Warszawy do Olsztyna. Powodowany nawykami z poprzednich lat, a także potrzebą kontaktu z ludźmi, nawiązywałem liczne znajomości, starałem się rozpoznawać rozmaite problemy, o których dowiadywałem się na przykład w toku analizy spraw operacyjnych prowadzonych przez podwładnych albo z miejscowych mediów. Były to lata 80. ubiegłego wieku i choć olsztyńska „Solidarność” w porównaniu z warszawską lub trójmiejską, była jak pijane dziecko we mgle, starałem się poznawać opinie ludzi o istniejących i nabrzmiewających wówczas problemach. Po powrocie do swego gabinetu robiłem z prowadzonych rozmów notatki, z których wiele było przydatnych do sporządzania informacji o sytuacji w województwie. Z upływem czasu stosy papierów zapełniały pancerną szafę stojącą w rogu mego gabinetu.
Gdy zapadła decyzja o rozwiązaniu Służby Bezpieczeństwa, wykonałem dwie ważne czynności. Najpierw napisałem i wysłałem do ministra Kiszczaka raport z prośbą o zwolnienie mnie ze służby, nie wyobrażałem sobie bowiem pracy w podobnej instytucji powstałej w tzw. nowej Polsce. A później wszystkie znajdujące się w mej szafie materiały operacyjne osobiście spaliłem w kotłowni usytuowanej w piwnicy gmachu komendy. Tak, spaliłem, bo wyraźnie już wtedy zapowiadało się, że prąca do władzy nowa kadra przez długi czas czerpać będzie tytuł i motywację do jej sprawowania, z deptania i szmacenia ludzi poprzedniego systemu. Przyznam, że w wielu przypadkach nie doceniłem nowych inkwizytorów. Kto normalny może jednak przewidzieć wszelkie konsekwencje ludzkiego skretynienia ?
Granice elementarnej przyzwoitości przekracza sporządzona przez Cenckiewicza i Woyciechowskiego informacja na temat współpracy prof. Witolda Kieżuna ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Czy jednak ci dwaj publicyści in spe wiedzą na czym polega przyzwoitość w uprawianej przez nich dziedzinie ?
__________
*) DO RZECZY nr 39(087), 22-26 września 2014; Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski, TAJEMNICA AGENTA "TAMIZY"
Postscriptum
Gorąco polecam Państwu lekturę wywiadu udzielonego w r. 2011 przez prof.Kieżuna "Tygodnikowi Solidarność", zatytułowanego "Polska neokolonią". Tekst można znaleźć pod adresem: http://tysol.salon24.pl/286593,polska-neo-kolonia
Bardzo ciekawy pogląd na temat funkcjonowania polskiego społeczeństwa,
OdpowiedzUsuńjego elit,mediów,antysemityzmu i polityki historycznej uprawianej przez
IPN zaprezentowała w wywiadzie udzielonym redaktorowi Leśniewiczowi z tygodnika "Przegląd",antropolożka kultury i religioznawczyni-pani prof.
Joanna Tokarska-Bakir. Wywiad opublikowany jest w artykule "Rozum w Polsce wysiada" na stronie www.przegląd-tygodnik.pl. Gorąco polecam
jego lekturę ze względu na trafność ocen pani profesor,oraz wniosków
wynikających z nich dla społeczeństwa i elit. Tu zacytuję tylko niektóre
wypowiedzi Autorki,(...)-"Natomiast to,co obecnie się dzieje w przestrzeni publicznej kraju w związku z sukcesem polityki historycznej
w wydaniu IPN,jest wytwarzaniem pewnego opium. To opium ma
pogrążyć ludzi w jeszcze większej nieświadomości.Polityka historyczna
jest znieczuleniem,które nam zaserwowano zamiast otrzeźwienia,
żałoby,którą należałoby odprawić,i przepracowania,które należałoby
zastosować wobec tej bolesnej przeszłości. Przepracowania,które
powinno się odbywać nie w gabinetach psychoanalitycznych,lecz w
instytucjach państwowych,pod kierunkiem mądrych,prawdomównych
historyków". I dalej,"Potrzebne jest społeczne przebudzenie.Uważam,
że ono nastąpi,a jego początkiem może być głos sprzeciwu wobec snu
patologicznie religijnego,w który wtłacza się nas niezależnie od naszych
poglądów,pragnień i postaw. Takie przebudzenie rzeczywiście się zbliża
i będzie odpowiedzią na rewolucję konserwatywną,która się dokonała
w 1989 r. Składa się ona z trzech elementów: wprowadzenia religii do
szkół,zwrotu majątku Kościołowi i powstania IPN z jego polityką
historyczną.Jeśli przeanalizować te trzy kanały,widać,że ich wspólną
cechę stanowi śnienie. Jest to rodzaj iluzji,która-mam nadzieję-kiedyś
się skończy. To warunek przetrwania naszej demokracji". Czy tak to
będzie w istocie wyglądało? Przynajmniej na razie na to się nie zanosi,
o czym świadczy niedawna wypowiedź nowo mianowanego wiceprezesa
IPN,dra Pawła Ukielskiego,który w wypowiedzi dla jednego z prawicowych portali stwierdził,że"Żadnego lewackiego odchylenia w IPN
nie ma i nie będzie". To jest właśnie nowy-stary program nowego
wiceprezesa,który ujawnił go w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". Nie
ukrywa on,że nadrzędnym celem instytutu jest wypranie mózgu
społeczeństwu.Szerzej o dywagacjach wiceprezesa na temat swojego
programu w artykule "Wynurzenia małego tropiciela" pisze redaktor
Krzysztof Wasilewski na stronie www.przegląd-tygodnik.pl. Artykuł ten,
podobnie jak poprzedni,również Państwu gorąco polecam.Pozdrawiam.
"Był w tym sensie bardzo złym człowiekiem. Po prostu. Służył złej sprawie. Służył w zbrodniczym aparacie represji" tak powiedział Sławek o swoim dziadku Mieczysławie Cenckiewiczu z UB. Nie sr... się w swoje gniazdo, tym bardziej powinno się zlewać takie osoby.
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie Wiesławie, kotłownia to było optymalne rozwiązanie (zawsze tak uważałem), wspominając chociażby mierne efekty likwidacji dokumentów w niszczarkach przez STASI i co za tym idzie, awans niemieckiego inkwizytora z pastora na prezydenta.
pozdrawiam
Witam, panie Wiesławie. Żeby przypomnieć Panu Olsztyn i to, co tam wyprawia - ponoć historyk - niejaki Warot, zachęcam do poczytania portalu Debata. Tytuł owego warotowego "dzieła", to "Wór się rozwiązał. Paweł Warot ujawnia". To dopiero da Panu do kolejnych przemyśleń. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJU
ciekawie opisane
OdpowiedzUsuńnaprawdę ciekawie napisane
OdpowiedzUsuń