niedziela, 10 czerwca 2018


JAK PiSariat ZASTĄPIŁ W POLSCE PROLETARIAT

 
Od kilku dni w ONECIE wałkowany jest temat współpracy arcybiskupa, gen. dyw. Sławomira Leszka Głódzia z wojskowymi służbami specjalnymi PRL. Dwóm dziennikarzom - autorom donosu o tej osobliwej kolaboracji, który opublikowano w ONECIE, źródłowej informacji udzielił Instytut Pamięci Narodowej.

Instytut ten powstał w styczniu 1999 roku, na podstawie ustawy z 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i miał być instytucją zajmującą się ustalaniem oraz dokumentowaniem tych zbrodni. Tymczasem na skutek usilnych starań rozmaitych, obłędnie zideologizowanych instytucji oraz skretyniałych polskich antykomunistów, stał się organem służącym ogłupianiu szerokich rzesz polskiego społeczeństwa.

 
Był rok 1954 i upłynęło ledwie kilkanaście miesięcy od śmierci Stalina, gdy wszedłem ze swym ojcem w dość ostry spór ideologiczny. Ojciec był działaczem partyjnym (PZPR) i z racji skromnego wykształcenia (ledwie podstawówka, później skończył zaoczne technikum) skłonnym sądzić, że panujący w Polsce ustrój, to właśnie komunizm. Byłem wtedy uczniem przedostatniej klasy ogólniaka, dumnym ze swego odkrycia, że ustroju w Polsce nie należy tak nazywać, jest to bowiem sprzeczne z tym, o czym choćby w „Manifeście komunistycznym” pisali Marks i Engels. Owszem, celem działania partii było zaprowadzenie w Polsce owego systemu, lecz moja ówczesna wiedza kazała mi sądzić, że do realizacji tego wyidealizowanego zamysłu było nieskończenie daleko. Pogląd ów umacniało i to, że twórcy funkcjonującej wcześniej Polskiej Partii Robotniczej, w grudniu 1948 roku przekształconej w PZPR, nie podjęli nawet próby użycia w nazwie przymiotnika „komunistyczna”, choć przed wojną istniała i działała Komunistyczna Partia Polski. Był to, w moim ówczesnym przekonaniu, przejaw realizmu, komunizm był bowiem ustrojem niezwykle wyidealizowanym i w warunkach potwornie zniszczonej przez wojnę Polski, długo (a praktycznie nigdy) niemożliwym do urzeczywistnienia.


  Jarosław Kaczyński oraz przedstawiciele terenowego
  aktywu wiodącej ostatnio  partii narodu w strojach
  partyjno - narodowych 

Różni ludzie z różnych powodów używali więc nazwy „komunizm” we wszelkich odmianach, aż wreszcie głównym jej użytkownikiem stał się polski kretyn, który dzisiaj nazywa tak z uporem (jak na kretyna przystało) całe czterdziestopięciolecie PRL. Osobliwym fenomenem jest to, że prostacki i wręcz głupawy polski antykomunizm oraz wręcz powszechne wycieranie sobie gęb nazwą „komuna”, praktykowane są niezależnie od wykształcenia i społecznej pozycji czyniących to.

 
Polska tradycja sprawiła, że obecnie naszą główną narodową ideologią jest chrześcijaństwo w katolickiej jego odmianie, a siłą przewodnią w jej uprawianiu jest katolicki Kościół, z jego licznym i bardzo w dzisiejszej Polsce wpływowym klerem. Kościół ten, zwłaszcza w czasach zarządzania państwem przez szeregowego posła – wodza niewiele ponad trzydziestotysięcznej „wiodącej partii narodu”, stał się jednym z instrumentów służących sprawowaniu przez nią władzy, co pozwala  czerpać z tego rozliczne korzyści zarówno partii, jak i Kościołowi.

 
Z tej okazji warto się zastanowić nad istotą ideologii. W powszechnym użyciu jest ona systemem zapatrywań na wszelkie dziedziny życia społecznego, u podstaw którego teoretycznie ma tkwić interes określonej grupy społecznej (klasy). W czasach PRL grupę tę stanowić miała klasa robotnicza, a po odsunięciu jej od panowania w wyniku rewolty teoretycznie kierowanej przez nabożnego robotnika, zwierzchnictwo nad krajem przejąć miał naród, sprawując je za pomocą kolejnej jednostki. Najdowcipniejsze jest to, że niezależnie od tego czy władzę w Polsce sprawuje jednostka czy też większa lub mniejsza grupa społeczna, obowiązuje pogląd, że jest to demokracja, w czym pomaga spora liczba przymiotników mających uściślać tę nazwę (np. parlamentarna, pośrednia, bezpośrednia, przedstawicielska, konstytucyjna itd., itp).

 
No, ale dość tych teoretycznych rozważań i wróćmy na nasze polskie podwórko, jest to bowiem miejsce, mające służyć mieszkańcom polskiej kamienicy nie tylko do zabaw i wygłupów. A jaka jest rzeczywistość ? Oto, na przykład, wkrótce po odzyskaniu przez Polaków, jak głosiła radosna propaganda w nowym jej wydaniu, praw, swobód i wolności, w tym do wszelkich wygłupów włącznie, biskupem polowym Wojska Polskiego mianowany został Sławoj Leszek Głódź. Wojsko służy w istocie zabijaniu człowieka przez człowieka, nie wypada zatem włączać do tych zajęć chrześcijańskiej religii, czego jednak nie uczyni człowiek, by usprawiedliwić najpodlejsze nawet swe skłonności ? By ułatwić to biskupowi władza świecka z wojskowego szeregowca mianowała go 18 kwietnia 1991 r. generałem brygady, a wkrótce, bo już 11 listopada 1993 r. dała mu stopień generała dywizji. Wygłup totalny ! Czy jedyny ?     

 
Nie twierdzę, że w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, z którą wciąż czuję się związany, panował idealny ustrój i system społeczny. Był taki, jaki był i działacze polityczni dysponujący elementarną wiedzą z tej dziedziny  zdawali sobie zapewne sprawę z tego, że nie należało dokonywać zmian rewolucyjnych, lecz  ewolucyjnie przekształcać rzeczywistość. Nie miało, na przykład, sensu  uznawanie za najważniejszy, materialny czynnik ustrojowy własności prywatnej, lecz nie było też pożyteczne czynienie z niej, jak poprzednio, najmniej znaczącej kategorii w tym zakresie. W wyniku solidarnościowej rewolty zlikwidowano na przykład Państwowe Gospodarstwa Rolne, a dzisiaj co rozsądniejsi ludzie zdają sobie sprawę z błędności tego kroku. Struktury ekonomicznej państwa oraz życia społecznego w kraju nie należało traktować prostacko, przywracając niegdysiejsze wyobrażenia, są to bowiem dziedziny wymagające zmian, lecz zmian niezbędnych oraz inteligentnie programowanych. Niestety, podejmująca się tego „Solidarność” pod jej ówczesnym kierownictwem, nie była w stanie tego dokonać. Była „proletariackim” pozorem wiodącej w rzeczywistości siły społecznej spod zupełnie innego znaku.

 
Jestem pesymistą w przedmiocie możliwości wypracowania przez Polaków sensownego pomysłu na model państwa i społecznego ustroju. Durnowato pojmowana tzw. demokracja pozwala urzeczywistniać programy politycznych partyjek, cieszących się poparciem głupawych, lecz wystarczająco licznych sił społecznych. Mieszkańcom Polski południowo-wschodniej (nie tylko zresztą) wystarczyła obietnica „500+”, by zaakceptowali jako wiodącą polityczną efemerydę w postaci „Prawa i Sprawiedliwości” - partyjki  utworzonej jednoosobowo i  kierowanej przez jednostkę dla zaspokojenia jednostkowych w istocie ambicyjek. Nie ma realnej alternatywy dla marksistowskiej teorii głoszącej, że siłą wiodącą w społeczeństwie jest klasa społeczna, której cele i potrzeby jednoczą działania szerokich warstw społecznych. Taką siłę stanowi proletariat, a w istocie wszelkie warstwy ludzi pracujących. Dzięki ambicyjkom Jarosława Kaczyńskiego  oraz wiedzionej przez niego partyjki,  nie mają one w dzisiejszej Polsce decydującego znaczenia. Nie jestem jednak skłonny wydziwiać nad głupotą jednostki, byłby to bowiem wyraz ograniczenia jej praw i wolności . Lecz klasa społeczna i naród mają oczywiste prawo wymagać od swych przywódców takich tylko działań, których głównym celem są wszelkie korzyści owych zbiorowości.   

wtorek, 5 czerwca 2018


 

JAK SIĘ ZMIENIA POLSKA
 
4 czerwca A.D. 2018 „Radio Maryja”  z radością informowało o tym, że tegoż dnia w godzinach wieczornych w Krakowie na pl. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, przed dawnym budynkiem Dworca Głównego, zostanie odsłonięty pomnik Ryszarda Kuklińskiego. Na uroczystość zaproszony został Andrzej Duda, a najważniejsze przemówienie wygłosi konsul generalny USA w Krakowie.

Byłem zaskoczony tym właśnie, że wiadomość rozgłasza „Radio Maryja”, nie wypada przecież pobożnej katolickiej radiostacji rozpowszechniać wieści o czynach nierządnych, jest bowiem budowa i odsłonięcie pomnika szpiega i zdrajcy aktem skurwienia się osób prywatnych, wspierających je organów państwowych oraz samorządowych.

Ryszard Kukliński w Ludowym Wojsku Polskim w czasach PRL dosłużył się stopnia pułkownika, a w latach 70. ubiegłego wieku za obietnicę uzyskania sporych pieniędzy podjął współpracę z amerykańskim wywiadem i pod pseudonimem Jack Strong dostarczał Amerykanom informacji o strategicznych planach Wojska Polskiego oraz Układu Warszawskiego, w skład którego wchodziła polska armia.

Od początku czerwca 1962 roku byłem funkcjonariuszem polskiego kontrwywiadu i wraz z upływem czasu uzyskiwałem coraz więcej interesujących informacji o motywach  ludzi godzących się na współpracę ze służbami specjalnymi ówczesnej PRL. Nie sądzę, by do dzisiaj coś w tym zakresie uległo zmianie, a także by inaczej było w przypadku działania amerykańskiego wywiadu: głównymi czynnikami skłaniającym do współpracy były korzyści materialne (płacono za to dość sporo), materiały kompromitujące (np. dublująca
                                   Polski "patriota" czczący pamięć szpiega
                                   pozyskanego przez amerykański wywiad.  
 



Zakłady Wytwórcze Lamp Elektrycznych im. Róży Luksemburg czy Warszawskie Zakłady Maszyn Budowlanych im. L. Waryńskiego . Były to polskie wielkie zakłady przemysłowe (było ich więcej ) i każdy z nich zatrudniał po kilka tysięcy pracowników . Dzisiaj na warszawskiej Woli nie ma żadnego polskiego większego zakładu przemysłowego. Jak jest w innych rejonach miasta i kraju ? Chyba podobnie.

Kukliński skurwił się, bo  zdradzając Polskę kierował się w znacznej mierze chęcią uzyskania materialnych korzyści. Te wszystkie przypisywane mu dzisiaj ideowe motywy, to stek bredni: brał pieniądze czy nie ?  Skoro brał, to jak go kwalifikować ? Kurwa idzie przespać się z facetem, bo ten dobrze płaci. Jeśli jest przystojny, jest to dla niej  tylko dodatkowy motyw.

Zdycham dzisiaj zwolna z niedostatku i wręcz nędzy, bo pobożny in spe  Jarosław Kaczyński zarządził, by moją emeryturę, z wysokości 2100 PLN, zmniejszyć do ok. 950 PLN. On ma wolnostojącą willę na warszawskim Żoliborzu oraz spore dochody z racji bycia posłem i wodzem rządzącej partii. Przed tym ogłoszono oczywiście, że tacy jak ja, byli pułkownicy SB, mieli po 20 tysięcy PLN emerytur i chętni na „500+” natychmiast w tę brednię uwierzyli.


Zbliża się setna rocznica powstania Rzeczpospolitej Polskiej. Doceniając jej znaczenie nie będę jednak czcił dzisiejszej odmiany państwa. Uosobieniem wielkości Polski ma być wznoszony na dziesiątki pomników Lech Kaczyński. Nie kwestionuję jego roli i znaczenia, był to bowiem człowiek znacznie sensowniejszy od rządzącego dzisiejszą Polską jego brata bliźniaka. Lecz nie aż na tyle, by upomnikować nim kraj ! A jeśli w dodatku, obok pomników zmarłego tragicznie prezydenta RP, stawiać się zaczyna monumenty poświęcone podłym, działającym dla swej korzyści zdrajcom, za pieniądze donoszącym obcym wywiadom o stanie polskiej armii, to ani mi w głowie czcić kraj w wymiarze nadanym mu przez polityczne karykatury, które społeczną akceptację zyskały za ochłap w postaci „500+”.

Zaproszenie do udziału w uroczystości odsłonięcia pomnika otrzymał Andrzej Duda,nie zdecydował się jednak uczestniczyć w mogącej go tylko ośmieszyć imprezie. A pokusa musiała być silna, skoro wysłał jednak do uczestników tego patriotycznego wygłupu list, w którym napisał m.in., że ...śp. Ryszard Kukliński to postać niezwykła, to człowiek, któremu zawdzięczamy prawdopodobnie więcej niż możemy sobie wyobrazić.

Fundatorom monumentu i organizatorom jego odsłonięcia odczytano także list  ambasadora USA w Polsce w latach 1997 – 2000, w którym udziela im pochwały za kolejny przejaw posłuszeństwa mocarstwu, będący w istocie pochwałą szpiegostwa, a więc zdrady Ojczyzny.

Ustrój Polski lat 1944 – 1989 nazywany jest dzisiaj powszechnie „komuną”. W początkach lat 50 ub. wieku, a więc w latach stalinizmu wielu ludzi też sądziło, że panujący w Polsce ustrój to komunizm. Była to oczywiście brednia, którą w pełni uzmysłowiły przemiany dokonane w naszym kraju w 1956 roku i później. Z komunizmem nasz kraj miał tyle samo wspólnego, co dzisiejsza Polska z demokracją, a zarządzający nią wódz PiS z jej umiłowaniem. Dzisiaj polski kretyn (bez względu na wykształcenie i sprawowaną funkcję) z uporem używa tej nazwy mającej skompromitować 45 lat historii naszego kraju, kiedy niezwykłym wysiłkiem większości społeczeństwa odbudowano kraj po potwornych zniszczeniach wojennych (np. Warszawa zrujnowana była w ponad 85 procentach), zlikwidowano rozpowszechniony wcześniej analfabetyzm, upowszechniono kulturę, udostępniono szerokim rzeszom społeczeństwa możność zdobycia średniego i wyższego wykształcenia.

Nie ma takiego państwowego ustroju, który ma nieprzemijającą wysoką wartość i nie wymaga mniejszych lub większych korekt. Rozumieli to politycy rządzący Polską w latach 80. ub. stulecia i tzw. „okrągły stół” był wyrazem sensownego kompromisu oraz potrzeby dokonania niezbędnych korekt w funkcjonowaniu państwa. Stan wojenny, którym dzisiaj lada kto wyciera sobie gębę, nie był usiłowaniem obrony tzw. komuny, lecz służył ochronie państwa i jego obywateli przed bajzlem do zaprowadzenia którego dążyli tzw. patrioci, dla których ich wyobrażenia ustrojowe miały być obowiązujące wszystkich i cały kraj. Ich wyrazistym reprezentantem był ojciec dzisiejszego premiera Kornel Morawiecki – przywódca tzw. „Solidarności Walczącej”, która zmierzała do ustrojowej rewolty i zaprowadzenia kolejnej formy dyktatury.


Dzisiaj, między innymi za ochłap w postaci „500+”,  rzeczywistą władzę przejęła jednostka w postaci Jarosława Kaczyńskiego. Tzw. demokracja przypomina papier toaletowy, którym dzisiaj posługuje się każdy, mający taką potrzebę. Zadziwia mnie postawa  polskich intelektualistów, którzy generalnie nie oponują wobec takiego stosowania nazwy państwowego ustroju.

Nie będę uczestniczył w czczeniu 100 lecia niepodległości Polski. Nie będę uczestniczył, bo Polacy nie wykazali elementarnej umiejętności dokonywania zmian służących doskonaleniu swej rzeczywistości. Nie twierdzę, że jedynym dobrym pomysłem na kształt naszej państwowej rzeczywistości jest socjalizm. Zwłaszcza w dotychczasowych jego wyobrażeniach i kształtach. Lecz system zainstalowany w Polsce przez Jarosława Kaczyńskiego, z jego posługiwaniem się żałosnym narzędziem „rydzykizmu” czy też materialnymi ochłapami rzucanymi społeczeństwu zamiast sensownej polityki społecznej, jest wyrazem realizacji oczekiwań tej, przeważającej niestety części społeczeństwa, której wystarcza lada skwarek, by poniechać dalej idących potrzeb i ambicji. 
 
   

sobota, 13 grudnia 2014

JAK PREZES KACZYŃSKI POSTANOWIŁ UCZCIĆ 33 ROCZNICĘ STANU WOJENNEGO

Cierpiący biedę człowiek ma naturalną skłonność do poszukiwania sprawców swego marnego płożenia. Gdy cierpiący biedę człowiek jest mądry, poszukiwania  te zaczyna od siebie. Biedny i głupi swą biedę zawdzięcza wyłącznie innym. On winien czemukolwiek ?! W życiu ! – odpowiada na tego rodzaju sugestie.

Nie jestem historykiem, miałem jednak mądrych nauczycieli tego przedmiotu. Zwłaszcza w szkole średniej, w której kształtowane są rudymenty metodologii podejścia do historycznej materii. Zgodnie z nimi sprawą pierwotną winna być znajomość faktografii, wtórną natomiast jej interpretacja. Młodzi ludzie, z którymi coraz rzadziej, ale jednak się stykam, opowiadali mi nie raz jak na lekcjach historii pani albo pan nauczali na przykład o bohaterskim zrywie narodu polskiego w Powstaniu Styczniowym czy podobnym mu, choć tragiczniejszym Powstaniu Warszawskim. Cel nauczyciela miał więc niejako wymiar ideologiczny, bo przedstawianemu wydarzeniu nadawał on obowiązującą charakterystykę już w nazwie: WIELKI czy też BOHATERSKI ZRYW POLAKÓW. I tak miało pozostać. Tylko ambitne i dociekliwe jednostki odnajdowały pogląd gen. Andersa, który nazwał Powstanie Warszawskie zbrodnią. Większość poprzestawała na eksponowaniu bohaterstwa, choćby niepozbawionego tradycyjnej polskiej narodowej głupoty. Patos tak charakteryzowanych czynów miał ją skutecznie zasłaniać.

Zaszczepiona Polakom i głęboko w nich osadzona metodyka traktowania zdarzeń historycznych nieraz przynosiła korzyści tym, którzy dla sobie znanych celów posługiwali się nią i wymagali podobnego podejścia od innych. Żyd miał być co najmniej podejrzany, a najchętniej potępiony, bo w uzasadnieniu takiego do niego stosunku  eksponowano porażające wyobraźnię ludzi pobożnych ukrzyżowanie Pana Jezusa. Ani przedawnienie czynu, ani zakaz odpowiedzialności zbiorowej nie robiły na antysemitach najmniejszego wrażenia.

[caption id="attachment_1665" align="aligncenter" width="276"]Na zabawie u ojca Rydzyka Na zabawie u ojca Rydzyka[/caption]

Anatema o podobnej sile rażenia obowiązuje także w stosunku do komunistów. Tu problem jest nieco bardziej złożony. Po pierwsze, twierdzi się, że najgorliwszymi wyznawcami tej świeckiej religii byli Żydzi (poczynając od samego Karola Marksa) co pozwoliło na stworzenie pojęciowej zbitki „żydokomuna”. A po drugie, komunę łączy się z nacją rosyjską, co przy dość powszechnej rusofobii Polaków przynosiło i przynosi oczekiwane przez antykomunistycznie zorientowanych społecznych inżynierów skutki.

Gdy w 1980 roku powstała „Solidarność” inżynierowie ci rychło się zorientowali jak wielce przydatnym dla realizacji bardzo różnych celów może być tak wielki liczebnie i niezwykle dynamiczny społeczny ruch. Na jego czele nie bez powodu ustawiono Wałęsę – człowieka o zerowej wiedzy na temat historii, różnych społecznych teorii i w ogóle zjawisk społecznych.  Jego możliwości percepcji w tym zakresie nie przekraczały poziomu średniego konsumenta piwa spod sławetnych w PRL budek, toteż z równą ochotą zaakceptował pierwotne, służące znieczuleniu umysłów Polaków hasło „socjalizm tak, wypaczenia nie”, jak również zabieg w wykonaniu wykształconego w USA wykładowcy Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR – prof. Leszka Balcerowicza, który bez pytania go o zdanie wszczepił Polsce jedną z brutalniejszych odmian kapitalizmu.

W ciągu ćwierćwiecza funkcjonowania tego systemu pojawiło się sporo rozmaitych instrumentów wpływu na nastroje i poczynania społeczeństwa. Pierwsze miejsce w tym instrumentarium zajmuje oczywiście Kościół katolicki, ściśle powiązany z nowym ustrojowo państwem, gwarantuje mu ono bowiem rozliczne korzyści. Interesującym i wielowątkowym zdarzeniem w tym obszarze jest sprawa ks. Wojciecha Lemańskiego, w latach 2006-2013 proboszcza parafii Narodzenia Pańskiego w Jasienicy, który główną rolę Kościoła widział w reprezentowaniu interesów plebejskiej warstwy wiernych, a nie w czerpaniu korzyści z jego związków z machiną państwa. Zapłacił za to okrutną cenę  i nawet papież Franciszek bardziej skłonny jest zajmować się losem zwierząt w ich życiu pozagrobowym, niż oczywistą krzywdą wyrządzoną polskiemu kapłanowi przez polską kościelną hierarchię.

Pozostając w obszarze społeczno - politycznej nadbudowy państwa wspomnieć trzeba o pożytkach płynących z posługiwania się instrumentami mogącymi wzbudzać społeczne emocje i podziały. Narzędzi temu służących jest sporo, a ich przykładem niechaj będzie ziarno lustracji na gruncie polskim posiane przez Bronisława Wildsteina. Jest ono nasieniem uprawy wciąż troskliwie pielęgnowanej przez licznych specjalistów od tej agrokultury i służącej ich rozlicznym potrzebom polityczno-konsumpcyjnym. Jej owoce czynią z takich jak ja szkodliwy,  przeznaczony do bezwzględnego wyplenienia chwast, zabieg ten wspierają posłusznie najwyższe organy państwa, które nakazały pozbawić mnie prawie 2/3 emerytury, a różne mniej i bardziej tajemne czynniki planują dalsze podobne działania.*) Dodatkowo odchwaszczeniu sprzyjać mają złożone w Sejmie projekty ustaw o pozbawieniu takich jak ja oficerskich stopni oraz przyznanych przed laty orderów i odznaczeń. Mający także wszelkie cechy marnego zielska pewien znany profesor, będący w przeszłości tajnym współpracownikiem SB, jest natomiast chroniony nawet przez zdecydowanie prawicowy tygodnik W SIECI **), odkryto w nim bowiem szlachetne geny warszawskiego powstańca. 

 

[caption id="attachment_1668" align="aligncenter" width="300"]Ambicje Prezesa - niemal Churchill Ambicje Prezesa - niemal Churchill[/caption]

Przejdźmy teraz do społeczno-ekonomicznej bazy. Zbawienny wpływ na społeczne nastroje  ma uniwersalne narzędzie regulacji stopnia ich radykalizmu, którym jest bezrobocie. Jest to obszar, na którym doskonale widać skutki wypełniania niezwykle podłej roli przez kierownicze kręgi „Solidarności”. Przyzwoliły one bez oporów na drastyczną redukcję praw pracowniczych choćby w postaci tzw. śmieciowych umów o pracę. Prywatny właściciel przedsiębiorstwa może bez problemów wyrzucić na bruk pracownika, który odważy się na najmniejszy odruch protestu. Lecz czynnikiem nieporównanie ważniejszym jest praktyczna likwidacja klasy społecznej robotników, którzy stali się wyzbytym klasowej świadomości zbiorowiskiem roboli. Czynnikiem niezwykle sprzyjającym redukcji ich znaczenia jako tworzących społeczną klasę, była likwidacja większości państwowego przemysłu, który uznano za pozostawiony przez komunę balast. Przykładem przestępczego wręcz procederu w tym zakresie było doprowadzenie w II poł. lat 90. do upadłości Zakładów Radiowych im. Kasprzaka na warszawskiej Woli i oddanie za marne grosze tego, co z nich pozostało  zachodnioeuropejskiej firmie tej samej branży, która dzięki temu nie tylko zlikwidowała konkurenta, lecz odniosła nadto wielkie korzyści finansowe, przekształcając przemysłowe budynki w biurowce, sprzedane następnie zagranicznym bankom.

Dzisiaj odbywać się będzie w Warszawie organizowany przez PiS marsz w obronie demokracji i wolności  naruszonych rzekomo w ostatnich wyborach samorządowych. Wręcz humorystycznego charakteru nadaje temu przedsięwzięciu patronat sprawowany nad nim przez samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego, którego wyobrażenia o wspomnianych dwóch elementach ustroju politycznego Polski mają tyle wspólnego z rzeczywistym ich wymiarem, co docenianie przez czarną Mańkę spod latarni korzyści płynących z pielęgnowania cnoty. Dość powszechne pojmowanie przez przeciętnego Polaka  kształtu spuszczonej mu nagle na amerykańskim spadochronie demokracji, zawiera się w znanej paremii „róbta co chceta”. Prezes Kaczyński w swej nieustępliwej walce z Platformą Obywatelską chce to wyobrażenie zinstrumentalizować poprzez wprowadzenie zasady zobowiązującej do robienia tego, co  chce on i jego partia. Nie jestem  pewien czy stopień ogłupienia społeczeństwa polskiego nie osiągnął już takiego poziomu, że marzenia prezesa PiS mogą być jak najbardziej realne. Wprawdzie pięciu biskupów katolickiego Kościoła opuściło szeregi komitetu honorowego marszu, lecz w rezerwie wciąż pozostaje o. Tadeusz Rydzyk, który zdaje się być gotowym na podjęcie trudu tworzenia instytucjonalnego zabezpieczenia ideologicznych potrzeb pisowskiego państwa. Zachowujący wciąż męską cnotę prezes Kaczyński nie ma doświadczeń w bliższym obcowaniu z kobietami, toteż może nie doceniać zdolności Ewy Kopacz do tworzenia sprawnych mechanizmów chroniących państwo przed awanturniczymi zapędami kandydatów na jego sterników. Oby nie docenił ! Nie jestem entuzjastą Platformy Obywatelskiej, w poprzednim wpisie wspomniałem jednak o diametralnej różnicy pomiędzy grypą i syfilisem. Mam nadzieję, że państwowe organy ochrony zdrowia nie dopuszczą do niosącej fatalną zarazę inwazji krętków bladych.

___________

*) Piotr Gontarczyk, "Zakłamana lustracja", W SIECI nr 50 (106), 8-14 grudnia 2014.

**) Np. artykuł w RZECZPOSPOLITEJ z 10 grudnia br.: "Byli esbecy wciąż ze skandalicznie wysokimi emeryturami". 

  

środa, 26 listopada 2014

MEDYCZNY ASPEKT WYBORÓW

Nie uczestniczyłem w pierwszej turze wyborów samorządowych. Gdy w skrzynce na listy znalazłem ulotkę wyborczą jakiejś kandydatki z warszawskiej listy wyborczej oznaczonej numerem 32, odeszła mi ochota by studiować tyle programów, a dodatkowo wybierać pomiędzy ich głosicielami. W najbliższą niedzielę do II tury jednak pójdę, bo mając wybór pomiędzy grypą i syfilisem, zagłosuję na Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Pogląd, że istnieje analogia pomiędzy PiS-em i syfilisem jest ze wszech miar uzasadniony. Tę paskudną chorobę łapią zwykle ludzie młodzi, a więc mało doświadczeni oraz niewybredni w  gustach, częściej spotykani na prowincji, niż w większych kulturowo ośrodkach. Trzeba cierpieć na kompletne bezguście, by dać się uwieść Jarosławowi Kaczyńskiemu, że nie wspomnę już o chorobowych skutkach takiego wyboru.

Jarosław Kaczyński jest dla mnie, mimo wszystko, zjawiskiem dość osobliwym. By to wyjaśnić, muszę wrócić do czasu minionego, gdy pracowałem w resorcie spraw wewnętrznych. Wprawdzie ani struktury „Solidarności”, ani żaden z jej większych bohaterów nie byli przedmiotami mych służbowych zainteresowań, jednak to i owo o nich się słyszało. W bardziej wtajemniczonych kręgach pracowników z Rakowieckiej 2 (a należałem do nich) wiadomo było kim był Rajmund Kaczyński – ojciec bliźniaków oraz co oni obydwaj robili w tym ówcześnie rewolucyjnym związku. Pan Rajmund nie był osobą szeroko znaną, lecz szanowaną. Miało to zapewne związek z kręgiem jego znajomych pochodzących z wysokich szczebli ówczesnej władzy partyjnej. Przed wybuchem stanu wojennego obaj bliźniacy nie należeli wprawdzie do ścisłego grona krajowego aktywu solidaruchów, lecz stopień ich aktywności w tych strukturach mógł być czynnikiem upoważniającym jakiegoś mniej zorientowanego funkcjonariusza SB niższego szczebla, do wpisania ich na listę kandydatów do internowania. Najprawdopodobniej znaleźli się na niej w pierwszej jej wersji, lecz przecież listy te były poddawane weryfikacji na wyższych szczeblach decyzyjnych. Jarosław Kaczyński został więc symbolicznie zatrzymany na jeden dzień, symbolicznie z nim rozmawiano i równie symbolicznie skłaniano do lojalności wobec ludowej władzy. Nie potrzeba było używać jakichś poważnych i cięższych gatunkowo argumentów, w ściślejszych bowiem kręgach ówczesnych decydentów wiadomo było, że do grona kandydatów na bohatera i męczennika PRL to on nie należał. Później, dużo później, gdy władza ludowa słabła, a „Solidarność” hulała coraz bardziej bezkarnie, odwaga braci Kaczyńskich rosła. Obecnie chwackość prezesa PiS przekracza wszelkie granice, wie on bowiem doskonale, że za żadne już czyny nic złego mu nie grozi. Swym dzisiejszym heroizmem może więc skutecznie przekonywać do siebie dość szerokie kręgi niezbyt wyrafinowanych intelektualnie zwolenników PiS i liczyć na ich głosy w wyborach. Kurdupelek

                                               Aktyw PiS dzieli Polskę i Polaków

Otchłanie archiwów Instytutu Pamięci Narodowej są niezbadane i na dobrą sprawę nie wiadomo co w nich zachowano, a co usunięto mniej lub bardziej trwale. Piszę to z pełną świadomością operacji dokonywanych w różnych miejscach i na różnych szczeblach decyzyjnych, a sąd taki uzasadnia  choćby analiza niektórych zapisów, na przykład, w internetowej „Wikipedii”, które ulegały i ulegają  przeróżnym zmianom, według niepoznawalnych kryteriów. Nie da się więc ustalić czy nagła sensacja o czyjejś współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa PRL jest rzeczywiście nowym odkryciem, czy wyrazem realizacji jakichś i czyichś interesów. A problem jest dość złożony. Chcę zapewnić, że w przypadku istnienia bezwzględnej konieczności zyskania czyjejś pomocy w postaci tajnej współpracy z organami bezpieczeństwa państwa, jednostka nie ma najmniejszych szans by jej odmówić i sugeruję by nie tworzyć w tym obszarze mitów bohaterstwa. Szefowie różnych szczebli resortu spraw wewnętrznych PRL nierzadko bezsensownie oceniali aktywność podwładnych na podstawie ilości pozyskań do współpracy, co powodowało, między innymi, powierzchowność opracowań kandydatów, a to z kolei łatwość odmowy współpracy ze strony bardziej odważnych spośród nich. W przypadku bezwzględnej konieczności jednostka nie miała jednak szans, by nie podpisać zobowiązania do współpracy i bynajmniej nie ze względu na stosowanie fizycznej przemocy. Średnio inteligentny oficer SB nie musiał sięgać do tak mało wyszukanego argumentu.

Nie uczestniczę w publicznym życiu obecnej Polski, nie mogę jednak wyjść z podziwu, że jej władze dopuszczają do działań na tym szczeblu bezczelności, jakiego nierzadko sięga Jarosław Kaczyński i jego współpracownicy. To co Macierewicz wyprawiał w sprawie katastrofy smoleńskiej ośmieszało polskie władze oraz ich pojmowanie wolności jednostki. W kampanii wyborczej do samorządów prezes Kaczyński zdaje się przekraczać osiągnięcia swego podwładnego, a ta kampania to tylko trening przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi.

Do istniejącego na wysokich szczeblach władzy w Polsce bajzlu przyczynili się głównie mężczyźni, a zasługi Donalda Tuska są w tym zakresie trudne do przebicia. Pozostaje mieć nadzieję, że pani premier Kopacz pokaże osobnikom płci męskiej od ćwierćwiecza sprawującym funkcje premiera w tzw. demokratycznej Polsce, na czym polegać winien porządek w państwie. Moje skromne doświadczenia wyniesione z obcowania z paniami wskazują, że wiele z nich potrafi bardzo  skutecznie dbać o ład i porządek w gospodarstwie. 

poniedziałek, 17 listopada 2014

MYCH ROZLICZEŃ EWENTUALNY FINAŁ

                                   MOTTO:


 Osłoną intencji rządzących z reguły bywa patriotyzm.Trudno jest zarzucić komuś, że jest patriotą gorszym niż inni. Jednakże obserwujemy w ostatnich latach wykorzystywanie patriotyzmu dla kwestionowania polskich tradycji lewicowychNiszczenie pomników, zmiany nazw ulic, zniekształcanie przeszłości  w podręcznikach historii - to tylko wybrane przykłady działań w imię rzekomego patriotyzmu.

                   (Prof. dr hab. Maria SZYSZKOWSKA, „Filozofia codzienności w                                             rzeczywistości neoliberalnej”, wyd. Dom Wydawniczy ELIPSA, Warszawa                                        2010,str. 113)


       Dominującym wzorem polskiego polityka jest szczęśliwy imbecyl,dumny że jest. Im wyżej się wdrapał, tym bardziej jest dumny.


                (Podtytuł artykułu Czesława Bieleckiego, „Kretynizm”; DO                                                            RZECZY, nr 45(093), 3 – 9 11 2014, str.60)    

 

W ostatniej POLITYCE 1) znalazłem informację o objawach pogłębiającej się umysłowej zapaści niektórych posłów do Sejmu III RP. Tłem tego schorzenia jest antykomunizm. Zaczynam podejrzewać, że niektórym z nich niesie on doznania porównywalne z tymi, jakich  nastolatkom (a niekiedy mniej lub więcej starszym) dostarcza onanizm. Domniemanie to odnosi się zwłaszcza do ludzi pobożnych, którzy są przekonani, że walenie konia to grzech, więc w miejsce tego zwierzęcia podstawiają tzw. komunistów. Jednym z  największych miłośników tej formy zaspokajania swych popędów jest poseł PiS Zbigniew Girzyński.

Przed trzema laty jego partia wniosła do marszałkowskiej laski projekt ustawy, na mocy której z przestrzeni publicznej znikną wszelkie symbole komunizmu, a głównie pomniki żołnierzy radzieckich i osób z komunizmem kojarzonych. W miastach i miasteczkach zmienione będą nazwy ulic, noszących  imiona takich patronów. Według zawartej w pisowskim projekcie propozycji odebrane zostaną także wszelkie ordery, odznaczenia oraz tytuły honorowe nadane w latach 1944 – 1989 za „zasługi na rzecz komunizmu”.

Przejaw planów i ambicji pos. Girzyńskiego. Zaraził nimi burmistrza jednego ze śląskih niasteczek.

Czyżby prezentowane tu przez pos. Girzyńskiego (po lewej) nakrycie głowy było zapowiedzią jego ambicji i planów ?


Poseł Girzyński urodził się przed 41 laty w Sierpcu, lecz wychowywał się w Dąbrówkach – niewielkiej wioseczce położonej w mazowieckiej gminie Bieżuń. W 1988 r.  ukończył był podstawówkę w Bieżuniu właśnie i osiągnął niebotyczny sukces dostając się do ogólnokształcącego liceum przy  Niższym Seminarium  Duchownym w Płocku, gdzie w 1992 r. zdał poświęconą maturę.

Podstawówka w Bieżuniu i duchowne seminarium – nie są to placówki gwarantujące znaczący intelektualny rozwój, dobrze więc że w 1992 r. młody Girzyński dostał się na Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie po zdobyciu magisterium na wydziale historii, doktoryzował  się w tej dziedzinie w 2001 r. W 2005 r. po raz pierwszy wybrano go do Sejmu. Lecz co się stało, to się dotąd nie odstało i w parlamencie prezentuje poglądy, których istotą jest nienawiść do komunistów, jak na katolika kształconego w duchownym seminarium przystało.

Z jednej strony pozytywnie ocenić należy fakt, że prosty, mimo doktoratu, człowiek mógł zostać posłem do Sejmu, może to jednak przynieść wiele szkód w szerszym wymiarze, choćby poprzez szerzenie przez niego nienawiści i pogłębianie społecznych podziałów na podstawie ideowych poglądów nabytych w dzieciństwie oraz we wczesnej młodości, bezkrytycznie później pielęgnowanych i determinujących działania w wieku teoretycznie dojrzałym.

Podobno bywają jeszcze w polskich miastach i miasteczkach ulice nazwane imionami Władysława Gomułki, a nawet Bolesława Bieruta. Ludzie pokroju Zbigniewa Girzyńskiego odczuwają zdumienie i gniew na wieść o ich istnieniu, wykorzystują więc wszelkie swe możliwości żeby zaaplikować tym traktom  nowych patronów, a poprzednikom zabronić funkcjonowania w tej roli gdziekolwiek.

Z religią katolicką (jak z każdą inną również) mam tyle samo wspólnego, co pan Poseł ze zdolnością pojmowania skomplikowanych i wielowarstwowych zdarzeń historycznych oraz tolerancją dla odmiennych w tym obszarze poglądów. Jeśli idzie o dokumentację, to ja mam wystawione w 1938 r. świadectwo chrztu świętego, a pos. Girzyński akt nadania mu przed 13-ma laty dyplomu doktora nauk humanistycznych w zakresie historii. Okazuje się, że oba te dokumenty są tyle samo warte. Jednak ja nie doznaję wstrząsów psychicznych gdy przez okno swego pokoju widzę codziennie ulicę Prymasa Tysiąclecia, a po przejechaniu kilku przystanków tramwajem, wysiadam przy Alei Jana Pawła II. Obiecuję też, że nawet w przypadku wybrania mnie na urząd prezydenta III RP nie będę domagał się unieważnienia nabożnego nazewnictwa warszawskich ulic.

Kilka słów o szerzeniu nienawiści do żołnierzy Armii Czerwonej i określaniu PRL mianem kraju pod kolejną, po hitlerowskiej, okupacją. Podobno ukazała się na księgarskim rynku książka jakiegoś idioty, który kreśli w niej obrazy korzyści mających płynąć dla Polski ze sprzymierzenia się w 1939 r. z hitlerowską III Rzeszą i wspólnego w takim tandemie najazdu na ZSRR. Przepraszam, że użyłem brutalnej nazwy stanu psychicznego autora tego poglądu, lecz podczas studiów miałem tylko dwa semestry psychiatrii, toteż nie znam łagodniejszego jej idiomu. Bo są granice tolerancji dla cudzych poglądów i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie wiódł rozważań na temat co by było, gdyby ciąża z najwyższego poczęcia, zakończyła się poronieniem.

Ja wiem, że w pierwszych latach powojennej Polski nie raz nadużywana była państwowa władza i dokonywano nawet zbrodni. Lecz miały one miejsce po obu stronach. Tyle tylko, że niemal od ćwierćwiecza jedną z nich, dla wzbudzenia współczucia, nazwano mającym uchodzić za szlachetne mianem „żołnierzy wyklętych”, choć ich dokonania często są porównywalne z uczynkami pozbawianego dzisiaj czci przeciwnika tych wojaków.

W latach hitlerowskiej okupacji mieszkałem z matką i babką (ojciec był w partyzantce, a pozostali mężczyźni z rodziny zostali wywiezieni na roboty do Niemiec) w małej wiosce tuż pod Warszawą przy tzw. linii otwockiej i matka zabierała mnie niekiedy na wyprawę do stolicy wąskotorową podmiejską kolejką. Nigdy nie zapomnę dwukrotnie obserwowanego upiornego widoku obficie skrwawionych murów kamienic i ulicznych chodników w miejscach, w których poprzedniego dnia dokonano egzekucji. Zaraz po wojnie wróciliśmy do miasta i zamieszkaliśmy na Woli, gdzie podczas dwóch dni sierpnia 1944 r., w zemście za wywołane powstanie, rozstrzelano ok. 50 tysięcy mieszkańców miasta. Gówniarze, uprawiający dzisiaj antykomunistyczną histerię z wykorzystaniem historii, widoki te znają tylko z opowieści, które szybko starali się zapomnieć.

[caption id="attachment_1603" align="aligncenter" width="950"]23 maja br. posłowie Stanisław Pięta i Zbigniew Girzyński skierowali do Rady Gminy Buczkowice list, w którym zwrócili uwagę na niestosowność uczczenia na terenie Buczkowic żołnierzy sowieckiego okupanta, którzy zostali zabici w walkach obronnych z żołnierzami podziemia antykomunistycznego. Posłowie podkreśli, że „Polska Ludowa” była formą sowieckiej okupacji i Żołnierze Wyklęci mieli pełne prawo stosować najostrzejsze środki w obronie niepodległości Polski. Na zdjęciu obaj posłowie podczas walk na froncie w Buczkowicach. 23 maja br. posłowie Stanisław Pięta i Zbigniew Girzyński (z prawej) skierowali do Rady Gminy Buczkowice( w powiecie bielskim w województwie śląskim) list, w którym zwrócili uwagę na niestosowność uczczenia na terenie Buczkowic żołnierzy sowieckiego, według ich nazewnictwa, okupanta, którzy zostali zabici w walkach obronnych z żołnierzami podziemia antykomunistycznego (poświęcony zabitym obelisk po lewej). Posłowie podkreślili, że „Polska Ludowa” była formą sowieckiej okupacji i Żołnierze Wyklęci mieli pełne prawo stosować najostrzejsze środki w obronie niepodległości Polski, której obronić szans nie mieli, nie obronili, lecz się starali. Na zdjęciu obaj posłowie podczas walk na froncie w Buczkowicach, prowadzonych prawie 70 lat po zakończeniu wojny.[/caption]

Od ponad dwóch dziesięcioleci trwa proces wielorakich i wielostronnych rozliczeń, ze szczególnym upodobaniem odnoszący się do rosyjskiego zaborcy oraz  jego radzieckiego następcy. Antykomunistycznie ogłupieni polscy biskupi w 1965 r. wystosowali do niemieckich swych odpowiedników sławetne orędzie o treści „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”;  18 listopada minęła 49 rocznica tego gestu. Toteż polskie media już niekiedy tylko wspominają hitlerowskie zbrodnie z okazji okrąglejszych rocznic ich dokonywania, bez porównania częściej natomiast opisują zbrodnie komunistyczne i radzieckie. Nieustannie toczone procesy historycznych rozliczeń naznaczone są głównie rusofobią, pełno jest więc jęków na temat ofiar Powstania Listopadowego, nieporównywalnej z ich liczbą hekatomby Powstania Styczniowego, a później bolszewickiego najazdu w 1920 roku, że o Katyniu, Kozielsku, Ostaszkowie, Miednoje nie wspomnę. By nie zatarło się wspomnienie tych zbrodni, Antoni Macierewicz za pomocą smoleńskiej brzózki stworzył kolejną, popełnioną na najwyższych szczeblach władz państwowych Polski, jak zwykle przez Rosjan.

Ile do cholery będą trwały te rozliczenia ?! Dlaczego miliony normalnych Polaków muszą cierpieć od konsekwencji psychicznego schorzenia na rusofobię tych, co sami siebie nawzajem powciągali na szczyty tzw. polskiego patriotyzmu i z ich wysokości starają się ogłupiać społeczeństwo ? Ile jeszcze będzie odsłon pomników dość operetkowego prezydenta III RP, który zginął w smoleńskiej  katastrofie ? I co najważniejsze: JAK DŁUGO BĘDĄ TRWAŁY WYGŁUPY POLSKICH RUSOFOBÓW Z NAJWYŻSZYCH PAŃSTWOWYCH SZCZEBLI, DLA ZASPOKOJENIA SWYCH POGLĄDÓW I UPODOBAŃ FRYMARCZĄCYCH BEZPIECZEŃSTWEM PAŃSTWA I NARODU ?!!!

Wrócę jeszcze do swych doświadczeń z czasów PRL. Blisko 30 lat przepracowałem w Służbie Bezpieczeństwa i wbrew rozpowszechnianym teoriom, jak tysiące takich jak ja,  nie popełniłem żadnego przestępstwa ani nadużycia. Niech mi ktoś udowodni, że było inaczej. Za pracę w tej służbie otrzymałem kilka orderów i odznaczeń. I dopadła mnie na starość bolesna dolegliwość będąca skutkiem usunięcia lewego stawu biodrowego, co sprawia, że lewa noga jest mało użyteczna, a jej ruchy bardzo niekiedy bolesne. Prawa natomiast jest silna i sprawna, jak reszta mego organizmu. Toteż chciałem poinformować posła Zbigniewa Girzyńskiego, który w imieniu PiS kontynuuje działania na rzecz  uchwalenia ustawy mającej pozbawić mnie wspomnianych orderów i odznaczeń, że gdy przyjdzie do mnie ktoś z zamiarem odebrania mi ich, tak go kopnę w dupę zdrową nogą, że długo będzie leczył bolesność doznanego urazu. I z podniesionym czołem poniosę konsekwencje tego uczynku. Nie PiS dawał mi te krzyże oraz medale i nie on będzie mi je odbierał !

_________

*) „Dekomunizacja przestrzeni”, POLITYKA, nr 46(2984); 12 – 18 11 2014, str.10

czwartek, 13 listopada 2014

CO PiS DA POLAKOM ?

W przedostatnim numerze POLITYKI *) znalazłem wywiad z kierownikiem Katedry Biomedycznych Podstaw Rozwoju Seksuologii  oraz (też kierownikiem) Podyplomowych Studiów Wychowania Seksualnego Uniwersytetu Warszawskiego - prof. dr. hab. Zbigniewem Izdebskim. Wywiad przeprowadził  red. Jacek Żakowski, w moim najgłębszym przekonaniu reprezentant wymierającego gatunku wybitnych publicystów, bo skoro w tym samym charakterze prezentowani są w takich tygodnikach, jak DO RZECZY albo W SIECI,  Bronisław Wildstein,  Łukasz Warzecha, Sławomir Cenckiewicz, że o (tfu, tfu, apage satanas )Wojciechu Cejrowskim nie wspomnę, to myślę sobie, że czas bez żalu umierać.

Wywiad zaskakuje tytułem: Życie polityczne i erotyczne, a istotę rzeczy odnaleźć można już w pierwszych zdaniach  interview: Czy partia ma znaczenie ? – pyta Jacek Żakowski. Dla zdrowia seksualnego ma. Są na to dane – odpowiada  mu rozmówca.  Na przykład takie, że wyborcy centroprawicy mają o ponad  2 cm dłuższego penisa niż wyborcy centrolewicy – podpowiada znakomicie przygotowany do wywiadu  publicysta POLITYKI. Prosiliśmy mężczyzn, żeby tę informację podali, jeśli sami kiedykolwiek zmierzyli swojego penisa w stanie erekcji. Popierający SLD deklarowali, że ta długość to średnio 16,20 cm., sympatycy PO - 17,41, a deklarujący poparcie dla PiS -18,35 – fachowo uzupełnia rozmówca.

Przed laty zaskoczył mnie fenomen PiS. Bo partia ze skrajnie durnowatym programem, dowodzona nadto przez operetkowego wręcz przywódcę, odnosząca jednak ogromny wyborczy sukces – to było nie do pojęcia. Lecz ludzie przeczuwali co mogą zyskać sympatyzując z PiS-em. Intuicja elektoratu, to doprawdy trudna do zrozumienia osobliwość. I dopiero  seksuolog odkrył  istotę wyborczych nadziei zwolenników Jarosława Kaczyńskiego.

Rewolucja Angielska, którym to mianem określa się serię trzech wojen domowych między zwolennikami parlamentaryzmu i rojalistami  w latach 1642- 1651, nie miała tak wyraziście społecznego charakteru jak Wielka Rewolucja Francuska, zapoczątkowana w 1789 roku symbolicznym zburzeniem Bastylii. Znajduję tu pewną analogię do rewolty wzbudzonej w sierpniu 1980 roku w Polsce. Prości naiwni stoczniowcy sądzili, że obalając „komunę”,  fundują narodowi  wolność, demokrację i dobrobyt, tymczasem, jak się okazuje, główny motyw tego zrywu stanowiła wielka nadzieja na zyskanie niezwykle wymiernej korzyści przez tych, którzy od początku rozumieli jego istotę.  W wymiarze bezwzględnym różnica 2,15 cm to doprawdy drobiazg. Gdy uzmysłowić sobie jednak obraz instrumentu o tyle wydłużonego, można pojąć sedno motywacji bojowników „Solidarności”,  bezwzględnie walczących z nierozumiejącym ich intencji reżimem.

[caption id="attachment_761" align="aligncenter" width="800"]To zdjęcie ukazało się niedawno w polskich mediach i wstrząsnęło światową opinią. Podobno Putin aż zadrżał widząc je i kto wie czy nie zostawi w spokoju Ukrainy. Panie Prezesie, wierzymy Panu, że jest tego aż tyle, prosimy jednak                                     pokazać jak to wygląda w naturze[/caption]

Mimo wielkości przemiany zaistniałej w Polsce przed ćwierćwieczem,  trzeba zdać sobie sprawę  z osobliwego braku konsekwencji w dalszych dokonaniach. W pierwszym odruchu buntu wyładowuje się zwykle niemal w całości rewolucyjny potencjał i musi upłynąć sporo czasu, by dokonały się dalsze, o podobnej doniosłości przeistoczenia. Toteż wielu członków różnych politycznych ugrupowań, mniej lub bardziej odległych ideowo od PiS, miało prawo zadać sobie pytanie: ile zyskamy przystępując do partii Jarosława Kaczyńskiego ? Czy każdy zyska średnią 2,15 cm, którą dzięki swym badaniom wykazuje naukowiec, czy nie wszyscy osiągniemy ten wymiar, jak to zwykle w przypadku średniej arytmetycznej bywa.

[caption id="attachment_1580" align="aligncenter" width="600"]Także  pos. Zbigniew Girzyński nie chce pokazać jak w PiS dużo zyskał i tylko gestem czyni aluzję do rzekomego wymiaru korzyści z tytułu  bycia członkiem w tej partii Także pos. Zbigniew Girzyński nie chce pokazać jak w PiS dużo zyskał i tylko gestem czyni aluzję do wymiaru korzyści z tytułu bycia tam             członkiem [/caption]

I jeszcze o jedno mi idzie. O jawność naszego życia mianowicie ! Jeśli wystąpiły tak daleko idące korzystne zmiany, to dlaczego je skrywamy ? Toż jednym z najważniejszych motywów walki z komunistycznym reżimem, podjętej przez „Solidarność”,  było dążenie do jawności w życiu publicznym. Niechże więc Jarosław Kaczyński i główni przedstawiciele jego partii, przestaną skrywać wymiar zmiany, która dokonała się w nich dzięki wyznawanym poglądom.  Niechaj ukażą wszystkim co zyskali w procesie przemian politycznego myślenia o Polsce.  Jeśli średnia osiągnięć wynosi 18,35 cm., jestem pewien, że kręgi przywódcze partii, w pełni ujawniając swój wizerunek, mogą przysporzyć  jej rzesz zwolenników. Jako przywódcy musieli zyskać więcej i naoczne ukazanie tego przyrostu, może przynieść partii wiele korzyści. A samorządowe wybory tuż tuż.


_______    

*) POLITYKA, nr 45(2983), 5 11 – 11, 11 2014

 

niedziela, 19 października 2014

RÓŻNE MIARY TEJ SAMEJ BECZKI

Żyję na tym świecie sporo czasu, co niezwykle wzbogaca poznanie. Gdy zaczynał się w Polsce stalinizm, miałem 12 lat, lecz skala zainteresowań i poznawcze możliwości ówczesnego smarkacza były nieporównywalne z przeciętnym dzisiejszym. Gdy polski stalinizm dogorywał, zdawałam właśnie maturalne egzaminy.

Jednym z wielu aspektów tamtego systemu, które danym mi było poznać, jest propaganda. Tak, zgoda, ówczesna była w swym antyimperializmie bardzo brutalna. Czym się różni od niej dzisiejsza, antykomunistyczna ? Tylko finezją, bo przyznać trzeba, że jest bardziej wyrafinowana i silniej oddziałuje na uczucia. Tak, na uczucia, bo propaganda nie jest, z natury rzeczy, zorientowana na intelekt. Dlatego tak wielu ludzi jej ulega.

Ostatnio złapano dwóch rosyjskich szpiegów. Że są szpiegami, twierdzi polski kontrwywiad, bo żaden niezawisły sąd wyroku  jeszcze nie wydał. Bardzo brzydkie działania musieli prowadzić ci dwaj panowie, poza tymi, którymi zajmowali się oficjalnie. Tu naszły mnie jednak pewne wątpliwości. Bo czy kurwa zwana markietanką, dająca dupy żołnierzom z pobudek patriotycznych, lecz pobierająca za to także wynagrodzenie, przestaję być kurwą ze względu na nację tych, których obdarza wdziękami? Pomyślałem sobie o takiej damie wspomniawszy postać Ryszarda Kuklińskiego, który jako pułkownik Ludowego Wojska Polskiego, funkcjonujący w Sztabie Generalnym i mający przez to dostęp do tajemnic najwyższego rzędu, dał się zwerbować amerykańskiemu wywiadowi i pobierał za to wynagrodzenie. Tych dwóch szpiegów rosyjskich czeka sądowa rozprawa i surowy wyrok, natomiast nazwiskiem Kuklińskiego  ochrzczono w kilku polskich miastach place i ulice, a bezkrytyczni tzw. polscy patrioci, zgodnie z wytycznymi oficjalnej propagandy, mają go za narodowego bohatera. 

Inspirowany podnietą, którą wzbudziła we mnie ta postać, wspomniałem bojowe dokonania Amerykanów wspieranych bohatersko przez polskich żołnierzy, wykuwających braterstwo broni w walce z islamskimi fanatykami  w Afganistanie. Amerykę dzielą od tego kraju tysiące mil, podobnie jak Polskę, lecz pokonano tę odległość by walczyć z dżihadystami, którzy coraz bardziej zagrażają światowemu pokojowi i bezpieczeństwu. I to jest piękne ! Natomiast ze wszech miar godne było potępienia energiczne zwalczanie ich przez Armię Radziecką mimo, że Afganistan zajmował kawał południowego podbrzusza ZSRR, a dżihadyści, ochoczo wspierani wówczas przez Amerykanów, byli realnym zagrożeniem dla tego państwa. Do dzisiaj polski patriota spod znaku Boga i Ojczyzny, z przekonaniem potępia radziecką inwazję na Afganistan, sławiąc zarazem czyniących to samo Amerykanów z polską pomocą.

[caption id="attachment_1507" align="aligncenter" width="640"]Amerykanie ? Nie, to polskie wojsko w Afganistanie w nowoczesnym patriotycznym umundurowaniu Amerykanie ? Nie, to polskie wojsko w Afganistanie w nowoczesnym patriotycznym             umundurowaniu[/caption]

Albo z innej beczki. W czerwcu 1955 roku zdałem maturę i zostałem wytypowany na studia w Moskwie. Celowo oblałem wszystkie egzaminy, bo byłem po uszy zakochany pierwszą młodzieńczą miłością i nie wyobrażałem sobie rozstania nawet w tak szlachetnym celu. W tym samym trybie dostała się na radziecką uczelnię koleżanka z równoległej klasy – Lena K. Gdy po roku pobytu u naszego wschodniego sąsiada przyjechała do Warszawy na pierwsze wakacje, mocno zaciągała z rosyjska i używała ponad miarę wielu rusycyzmów. Był to akurat czas zbliżającego się październikowego przełomu i w koleżeńskich kręgach zgodnie potępialiśmy ją za tak przejawianą uległość. A dzisiaj ?

W jednym z tygodników czytam wywiad z polskim dramaturgiem, tłumaczem , założycielem Obserwatorium Językowego Uniwersytetu Warszawskiego: „Adultyzm”, „balkoning”, „chorizo”, „dipówka”, „gentryfikacja”, „nicel”, „nicobryta”, „rep”, „seksting”. Co to za słowa ? – pyta dziennikarz. To nowe słowa języka polskiego. Tak brzmi polszczyzna XXI wieku – pada odpowiedź polskiego filologa.1)  Ani słowa zdziwienia, że o potępieniu nie wspomnę. Bo przecież bełkotanie  po amerykańsku to dzisiaj przejaw intelektualności bełkoczącego. O psiej uległości wobec amerykańskich wzorców kultury szkoda nawet gadać.

I jeszcze jedna beczka. Czytam suchy zapis jednego z setek, a może tysięcy patriotycznych dokonań tzw. żołnierzy wyklętych:  WRÓBEL Jerzy ur. 23.06.1926 r., b. żołnierz AL, komendant Posterunku MO w Kazanowie pow. Zwoleń. Zatrzymany w lesie koło wsi Struga między Ciepielowem a Kaza­nowem podczas drogi powrotnej z odwiedzin u rodziny razem z żoną Jadwigą przez bojówkę WiN 16.05.1946 r. Najpierw dotkliwie go pobito i zmuszono do zjedzenia legitymacji służ­bowej. Następnie przywiązano go do drzewa, żeby oglądał, jak bojówkarze znęcają się nad jego żoną będącą w zaawansowanej ciąży. Na jego oczach ją zgwałcili, po czym połamali jej ręce i nogi, a w końcu ostrym narzędziem rozcięli brzuch, żeby oglądać jak wygląda niedonoszony płód. Kiedy nie dawała już oznak życia, w podobny sposób torturowano jego i zamordowano2) Sprawców nie ujęto, nie próbowali ich także ustalić po 1989 r. zwolennicy rozliczeń z przeszłością. Natomiast setki przypadków  okrucieństwa funkcjonariuszy UB i SB publikują z inspiracji IPN dzisiejsze media. I co, znów dwie miary ? Ta służąca ocenie bandytów z powojennego podziemia, to probierz patriotyzmu, ja natomiast, były funkcjonariusz SB, choć, jak tysiącom mi podobnych,  najbardziej pracowity stróż narodowej pamięci z IPN nie wykaże najmniejszego naruszenia prawa, to zbrodniarze. I godzi się z taką oceną tzw. demokratyczna władza III RP, karze drastycznym obniżeniem emerytur i skazuje na kompletną marginalizację w życiu publicznym.

Czytając o wygłupach niektórych przedstawicieli kręgów patriotycznych, zastanawiam się czy cierpię jeszcze na tę narodową przypadłość. Bo wielbicielem Polski w wydaniu III RP nie jestem. Nie oddałbym za nią życia. A jeśli nawet naszłyby mnie pewne wątpliwości w tym przedmiocie, to w razie putinowskiej inwazji, możliwością której straszą nieustannie kręgi rządowe osobiście lub za pomocą ochoczo wzniecających wojenną histerię dziennikarzy, to niechaj w pierwszej linii poświęcających najwyższe ludzkie dobro staną ci, którzy dzięki demokratycznym przemianom w Polsce, zyskali miliardowe korzyści. Mają czego bronić. Ja z odsłoniętą piersią pójdę na wroga, gdy zobaczę, że swe życie w tej samej sprawie oddał Jan Kulczyk albo Zygmunt Solorz – Żak. Nie wypomnę im nawet tego, że dla finansowej korzyści nie płacili w Polsce podatków, zasilając swymi pieniędzmi jakieś mniej czy bardziej egzotyczne „raje podatkowe”. Wraz z nimi słodko mi będzie umierać za Ojczyznę.

________     

1)   „Epicko ogarniam swój radar”, WYSOKIE OBCASY nr 40(799), 11 października 2014.

2)   „Żołnierze Armii Ludowej polegli i zamordowani przez podziemie zbrojne po wyzwoleniu kraju”, Warszawa 1997; wyd. Rada Krajowa Żołnierzy AL przy Zarządzie Głównym Związku Kombatantów RP i b. Więźniów Politycznych.