niedziela, 10 czerwca 2018


JAK PiSariat ZASTĄPIŁ W POLSCE PROLETARIAT

 
Od kilku dni w ONECIE wałkowany jest temat współpracy arcybiskupa, gen. dyw. Sławomira Leszka Głódzia z wojskowymi służbami specjalnymi PRL. Dwóm dziennikarzom - autorom donosu o tej osobliwej kolaboracji, który opublikowano w ONECIE, źródłowej informacji udzielił Instytut Pamięci Narodowej.

Instytut ten powstał w styczniu 1999 roku, na podstawie ustawy z 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i miał być instytucją zajmującą się ustalaniem oraz dokumentowaniem tych zbrodni. Tymczasem na skutek usilnych starań rozmaitych, obłędnie zideologizowanych instytucji oraz skretyniałych polskich antykomunistów, stał się organem służącym ogłupianiu szerokich rzesz polskiego społeczeństwa.

 
Był rok 1954 i upłynęło ledwie kilkanaście miesięcy od śmierci Stalina, gdy wszedłem ze swym ojcem w dość ostry spór ideologiczny. Ojciec był działaczem partyjnym (PZPR) i z racji skromnego wykształcenia (ledwie podstawówka, później skończył zaoczne technikum) skłonnym sądzić, że panujący w Polsce ustrój, to właśnie komunizm. Byłem wtedy uczniem przedostatniej klasy ogólniaka, dumnym ze swego odkrycia, że ustroju w Polsce nie należy tak nazywać, jest to bowiem sprzeczne z tym, o czym choćby w „Manifeście komunistycznym” pisali Marks i Engels. Owszem, celem działania partii było zaprowadzenie w Polsce owego systemu, lecz moja ówczesna wiedza kazała mi sądzić, że do realizacji tego wyidealizowanego zamysłu było nieskończenie daleko. Pogląd ów umacniało i to, że twórcy funkcjonującej wcześniej Polskiej Partii Robotniczej, w grudniu 1948 roku przekształconej w PZPR, nie podjęli nawet próby użycia w nazwie przymiotnika „komunistyczna”, choć przed wojną istniała i działała Komunistyczna Partia Polski. Był to, w moim ówczesnym przekonaniu, przejaw realizmu, komunizm był bowiem ustrojem niezwykle wyidealizowanym i w warunkach potwornie zniszczonej przez wojnę Polski, długo (a praktycznie nigdy) niemożliwym do urzeczywistnienia.


  Jarosław Kaczyński oraz przedstawiciele terenowego
  aktywu wiodącej ostatnio  partii narodu w strojach
  partyjno - narodowych 

Różni ludzie z różnych powodów używali więc nazwy „komunizm” we wszelkich odmianach, aż wreszcie głównym jej użytkownikiem stał się polski kretyn, który dzisiaj nazywa tak z uporem (jak na kretyna przystało) całe czterdziestopięciolecie PRL. Osobliwym fenomenem jest to, że prostacki i wręcz głupawy polski antykomunizm oraz wręcz powszechne wycieranie sobie gęb nazwą „komuna”, praktykowane są niezależnie od wykształcenia i społecznej pozycji czyniących to.

 
Polska tradycja sprawiła, że obecnie naszą główną narodową ideologią jest chrześcijaństwo w katolickiej jego odmianie, a siłą przewodnią w jej uprawianiu jest katolicki Kościół, z jego licznym i bardzo w dzisiejszej Polsce wpływowym klerem. Kościół ten, zwłaszcza w czasach zarządzania państwem przez szeregowego posła – wodza niewiele ponad trzydziestotysięcznej „wiodącej partii narodu”, stał się jednym z instrumentów służących sprawowaniu przez nią władzy, co pozwala  czerpać z tego rozliczne korzyści zarówno partii, jak i Kościołowi.

 
Z tej okazji warto się zastanowić nad istotą ideologii. W powszechnym użyciu jest ona systemem zapatrywań na wszelkie dziedziny życia społecznego, u podstaw którego teoretycznie ma tkwić interes określonej grupy społecznej (klasy). W czasach PRL grupę tę stanowić miała klasa robotnicza, a po odsunięciu jej od panowania w wyniku rewolty teoretycznie kierowanej przez nabożnego robotnika, zwierzchnictwo nad krajem przejąć miał naród, sprawując je za pomocą kolejnej jednostki. Najdowcipniejsze jest to, że niezależnie od tego czy władzę w Polsce sprawuje jednostka czy też większa lub mniejsza grupa społeczna, obowiązuje pogląd, że jest to demokracja, w czym pomaga spora liczba przymiotników mających uściślać tę nazwę (np. parlamentarna, pośrednia, bezpośrednia, przedstawicielska, konstytucyjna itd., itp).

 
No, ale dość tych teoretycznych rozważań i wróćmy na nasze polskie podwórko, jest to bowiem miejsce, mające służyć mieszkańcom polskiej kamienicy nie tylko do zabaw i wygłupów. A jaka jest rzeczywistość ? Oto, na przykład, wkrótce po odzyskaniu przez Polaków, jak głosiła radosna propaganda w nowym jej wydaniu, praw, swobód i wolności, w tym do wszelkich wygłupów włącznie, biskupem polowym Wojska Polskiego mianowany został Sławoj Leszek Głódź. Wojsko służy w istocie zabijaniu człowieka przez człowieka, nie wypada zatem włączać do tych zajęć chrześcijańskiej religii, czego jednak nie uczyni człowiek, by usprawiedliwić najpodlejsze nawet swe skłonności ? By ułatwić to biskupowi władza świecka z wojskowego szeregowca mianowała go 18 kwietnia 1991 r. generałem brygady, a wkrótce, bo już 11 listopada 1993 r. dała mu stopień generała dywizji. Wygłup totalny ! Czy jedyny ?     

 
Nie twierdzę, że w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, z którą wciąż czuję się związany, panował idealny ustrój i system społeczny. Był taki, jaki był i działacze polityczni dysponujący elementarną wiedzą z tej dziedziny  zdawali sobie zapewne sprawę z tego, że nie należało dokonywać zmian rewolucyjnych, lecz  ewolucyjnie przekształcać rzeczywistość. Nie miało, na przykład, sensu  uznawanie za najważniejszy, materialny czynnik ustrojowy własności prywatnej, lecz nie było też pożyteczne czynienie z niej, jak poprzednio, najmniej znaczącej kategorii w tym zakresie. W wyniku solidarnościowej rewolty zlikwidowano na przykład Państwowe Gospodarstwa Rolne, a dzisiaj co rozsądniejsi ludzie zdają sobie sprawę z błędności tego kroku. Struktury ekonomicznej państwa oraz życia społecznego w kraju nie należało traktować prostacko, przywracając niegdysiejsze wyobrażenia, są to bowiem dziedziny wymagające zmian, lecz zmian niezbędnych oraz inteligentnie programowanych. Niestety, podejmująca się tego „Solidarność” pod jej ówczesnym kierownictwem, nie była w stanie tego dokonać. Była „proletariackim” pozorem wiodącej w rzeczywistości siły społecznej spod zupełnie innego znaku.

 
Jestem pesymistą w przedmiocie możliwości wypracowania przez Polaków sensownego pomysłu na model państwa i społecznego ustroju. Durnowato pojmowana tzw. demokracja pozwala urzeczywistniać programy politycznych partyjek, cieszących się poparciem głupawych, lecz wystarczająco licznych sił społecznych. Mieszkańcom Polski południowo-wschodniej (nie tylko zresztą) wystarczyła obietnica „500+”, by zaakceptowali jako wiodącą polityczną efemerydę w postaci „Prawa i Sprawiedliwości” - partyjki  utworzonej jednoosobowo i  kierowanej przez jednostkę dla zaspokojenia jednostkowych w istocie ambicyjek. Nie ma realnej alternatywy dla marksistowskiej teorii głoszącej, że siłą wiodącą w społeczeństwie jest klasa społeczna, której cele i potrzeby jednoczą działania szerokich warstw społecznych. Taką siłę stanowi proletariat, a w istocie wszelkie warstwy ludzi pracujących. Dzięki ambicyjkom Jarosława Kaczyńskiego  oraz wiedzionej przez niego partyjki,  nie mają one w dzisiejszej Polsce decydującego znaczenia. Nie jestem jednak skłonny wydziwiać nad głupotą jednostki, byłby to bowiem wyraz ograniczenia jej praw i wolności . Lecz klasa społeczna i naród mają oczywiste prawo wymagać od swych przywódców takich tylko działań, których głównym celem są wszelkie korzyści owych zbiorowości.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz